zupagrzybowa 07.11.06, 21:56
BitTorrent to nazwa oryginalnego klienta sieci BitTorrent, autorstwa twórcy
protokołu Brama Cohena. Program napisany w języku Python, charakteryzuje się
dość niskim zużyciem zasobów sprzętowych i prostotą obsługi. Z drugiej strony,
nie cieszy się zbyt dużą popularnością z uwagi na ubóstwo opcji konfiguracyjnych.
Dla odróżnienia go od wielu innych obecnie istniejących aplikacji obsługujących
protokół BitTorrent, jego twórcy czasem określają go nazwą Mainline (ang. linia
główna).
Program został przetłumaczony na ponad 20 języków, w tym polski.
www.bittorrent.com/
protokołu Brama Cohena. Program napisany w języku Python, charakteryzuje się
dość niskim zużyciem zasobów sprzętowych i prostotą obsługi. Z drugiej strony,
nie cieszy się zbyt dużą popularnością z uwagi na ubóstwo opcji konfiguracyjnych.
Dla odróżnienia go od wielu innych obecnie istniejących aplikacji obsługujących
protokół BitTorrent, jego twórcy czasem określają go nazwą Mainline (ang. linia
główna).
Program został przetłumaczony na ponad 20 języków, w tym polski.
www.bittorrent.com/
Protokoły kryptograficzne współdzielenia tajemnicy to sposoby postępowania,
algorytmy stosowane w kryptografii mające na celu ochronę danych i
zabezpieczanie współdzielonej wiadomości przed utratą kluczy, która mogłaby
uniemożliwić jej odtworzenie. Wykonanie większej ilości kopii klucza
zmniejszałoby bezpieczeństwo systemu, a mniejsza ilość kopii klucza zwiększałaby
ryzyko zgubienia ich wszystkich. Protokoły kryptograficzne współdzielenia
tajemnicy realizują pierwszy przypadek poprawiając niezawodność systemu bez
zwiększania ryzyka.
Idea współdzielenia tajemnicy jest taka, że dzieli się ją na części zwane
udziałami (cieniami), które następnie są rozdzielane wśród uczestników protokołu
tak, że złożone udziały pewnych podzbiorów użytkowników są w stanie
zrekonstruować oryginalną tajemnicę. Można na to patrzeć jak na technikę
dystrybucji klucza, odtwarzającą klucz jednorazowego użytku (one time key),
który został wcześniej wyznaczony i jest taki sam dla wszystkich grup.
Są dwie metody współdzielenia tajemnicy secret splitting i secret sharing. W
metodzie secret splitting wiadomość jest rozdzielana wśród uczestników protokołu
i w celu jej rekonstrukcji wszyscy uczestnicy muszą złożyć swoje udziały.
Bardziej uniwersalną metodą dzielenia tajemnicy jest secret sharing, gdzie
wiadomość również jest rozdzielana wśród uczestników protokołu, ale do jej
odtworzenia wystarczy tylko pewna określona ilość udziałów. Każda z tych
sytuacji ma miejsce w rzeczywistym świecie i w zależności od zaistniałej
potrzeby może zostać zaimplementowana.
Schematy współdzielenia tajemnicy (wielostronne protokoły) ułatwiają
rozdzielanie zaufania oraz współdzielenie kontroli dla takich działań jak np.
podpisywanie wspólnych czeków, otwieranie skarbców bankowych poprzez
umożliwienie wykonania istotnej akcji przez współpracę k z n użytkowników
systemu (tzw. schemat (k,n) - progowy).
Schemat (k,n) - progowy ( k\leq n ) jest metodą poprzez którą zaufana strona
oblicza tajne udziały ki, 1\leq i \leq n z początkowej tajemnicy S i bezpiecznie
rozdziela je uczestnikom Ui tak, że każdych k lub większa ilość uczestników,
którzy złożą swoje udziały może łatwo odtworzyć S, ale każda grupa znająca tylko
k-1 lub mniejszą liczbę udziałów nie jest w stanie tego zrobić.
pl.wikipedia.org/wiki/Protoko%C5%82y_kryptograficzne_wsp%C3%B3%C5%82dzielenia_tajemnicy
pl.wikipedia.org/wiki/Tekst_jawny
algorytmy stosowane w kryptografii mające na celu ochronę danych i
zabezpieczanie współdzielonej wiadomości przed utratą kluczy, która mogłaby
uniemożliwić jej odtworzenie. Wykonanie większej ilości kopii klucza
zmniejszałoby bezpieczeństwo systemu, a mniejsza ilość kopii klucza zwiększałaby
ryzyko zgubienia ich wszystkich. Protokoły kryptograficzne współdzielenia
tajemnicy realizują pierwszy przypadek poprawiając niezawodność systemu bez
zwiększania ryzyka.
Idea współdzielenia tajemnicy jest taka, że dzieli się ją na części zwane
udziałami (cieniami), które następnie są rozdzielane wśród uczestników protokołu
tak, że złożone udziały pewnych podzbiorów użytkowników są w stanie
zrekonstruować oryginalną tajemnicę. Można na to patrzeć jak na technikę
dystrybucji klucza, odtwarzającą klucz jednorazowego użytku (one time key),
który został wcześniej wyznaczony i jest taki sam dla wszystkich grup.
Są dwie metody współdzielenia tajemnicy secret splitting i secret sharing. W
metodzie secret splitting wiadomość jest rozdzielana wśród uczestników protokołu
i w celu jej rekonstrukcji wszyscy uczestnicy muszą złożyć swoje udziały.
Bardziej uniwersalną metodą dzielenia tajemnicy jest secret sharing, gdzie
wiadomość również jest rozdzielana wśród uczestników protokołu, ale do jej
odtworzenia wystarczy tylko pewna określona ilość udziałów. Każda z tych
sytuacji ma miejsce w rzeczywistym świecie i w zależności od zaistniałej
potrzeby może zostać zaimplementowana.
Schematy współdzielenia tajemnicy (wielostronne protokoły) ułatwiają
rozdzielanie zaufania oraz współdzielenie kontroli dla takich działań jak np.
podpisywanie wspólnych czeków, otwieranie skarbców bankowych poprzez
umożliwienie wykonania istotnej akcji przez współpracę k z n użytkowników
systemu (tzw. schemat (k,n) - progowy).
Schemat (k,n) - progowy ( k\leq n ) jest metodą poprzez którą zaufana strona
oblicza tajne udziały ki, 1\leq i \leq n z początkowej tajemnicy S i bezpiecznie
rozdziela je uczestnikom Ui tak, że każdych k lub większa ilość uczestników,
którzy złożą swoje udziały może łatwo odtworzyć S, ale każda grupa znająca tylko
k-1 lub mniejszą liczbę udziałów nie jest w stanie tego zrobić.
pl.wikipedia.org/wiki/Protoko%C5%82y_kryptograficzne_wsp%C3%B3%C5%82dzielenia_tajemnicy
pl.wikipedia.org/wiki/Tekst_jawny
Dowód z wiedzą zerową
Dowód z wiedzą zerową to procedura kryptograficzna, w której udowadniamy że
posiadamy pewną informację, nie ujawniając tej informacji.
Właściwości takiej procedury są następujące:
* Jeśli dowodzący posiada daną informację, może zawsze przekonać o tym
weryfikującego
* Jeśli dowodzący nie posiada danej informacji, może oszukać weryfikującego,
że ją posiada, z prawdopodobieństwem dowolnie bliskim zera (chociaż nie równym 0)
Dowody takie przydają się np. przy uwierzytelniani
pl.wikipedia.org/wiki/Kryptografia
Dowód z wiedzą zerową to procedura kryptograficzna, w której udowadniamy że
posiadamy pewną informację, nie ujawniając tej informacji.
Właściwości takiej procedury są następujące:
* Jeśli dowodzący posiada daną informację, może zawsze przekonać o tym
weryfikującego
* Jeśli dowodzący nie posiada danej informacji, może oszukać weryfikującego,
że ją posiada, z prawdopodobieństwem dowolnie bliskim zera (chociaż nie równym 0)
Dowody takie przydają się np. przy uwierzytelniani
pl.wikipedia.org/wiki/Kryptografia
Klucz (ang. key) – w kryptografii informacja umożliwiająca wykonywanie pewnej
czynności kryptograficznej – szyfrowania, deszyfrowania, podpisywania,
weryfikacji podpisu itp.
Kryptografia symetryczna
W kryptografii symetrycznej klucz służy do szyfrowania i deszyfrowania
wiadomości. Do obu tych czynności używa się tego samego klucza, dlatego powinien
być znany tylko uczestnikom. Taki klucz jest przypisany do danej komunikacji,
nie do posiadacza, dlatego zwykle do każdego połączenia jest generowany nowy
klucz. Może do tego służyć np. (oparty na kryptografii asymetrycznej) protokół
Diffiego-Hellmana.
Kryptografia asymetryczna
W kryptosystemach asymetrycznych wyróżniamy klucz publiczny oraz prywatny. Ten
pierwszy może być zupełnie jawny, drugi powiniem znać tylko właściciel.
Matematyczna konstrukcja kluczy powinna być taka, żeby wygenerowanie prywatnego
na podstawie publicznego było jak najtrudniejsze obliczeniowo. Zależnie od
kryptosystemu, wygenerowanie klucza publicznego na podstawie prywatnego również
może być trudne (RSA), lub trywialne (ElGamal).
Dwie najważniejsze funkcje kryptografii asymetrycznej to:
* szyfrowanie – wtedy klucz publiczny służy do szyfrowania, a prywatny do
deszyfrowania
* podpisy cyfrowe – klucz prywatny służy do generacji podpisów, klucz
publiczny do ich weryfikacji
Klucze asymetryczne są zwykle przypisane do uczestnika (osoby, programu itp.),
nie do kanału komunikacji.
Dwa najpopularniejsze systemy kryptografii asymetrycznej to RSA i ElGamal. Inne
to m.in. DSA i ECC.
.............................
Atak kryptologiczny
Atak kryptologiczny to próba odczytania informacji zaszyfrowanej bez znajomości
pełnego zespołu potrzebnych do tego informacji, inna próba wrogiego
wykorzystania protokołu krytpograficznego celem uzyskania informacji, do których
nie jest się autoryzowanym, lub innego oszustwa, jak np. możliwości cyfrowego
podpisania się z fałszywą tożsamością itp.
Ponieważ w praktyce można założyć, że podczas łamania szyfrogramu pewne
informacje zwykle są dostępne, co najmniej jest to sama zaszyfrowana wiadomość
(szyfrogram, krypt), zwykle także znany jest algorytm szyfrowania, wyróżnia się
następujące ogólne rodzaje ataków kryptologicznych (w zasadzie w kolejności od
najtrudniejszych do najłatwiejszych do przeprowadzenia):
* ataki możliwe do przeprowadzenia bez znajomości jakichkolwiek informacji,
poza pojedynczym szyfrogramem (tekstem tajnym);
* ataki możliwe do przeprowadzenia przy znajomości wielu szyfrogramów;
* ataki możliwe do przeprowadzenia przy znajomosci algorytmu i szyfrogramu
(-ów) (zobacz: atak ze znanym szyfrogramem);
* ataki możliwe do przeprowadzenia przy znajomości tekstu jawnego i
szyfrogramu (zobacz: atak ze znanym tekstem jawnym);
* ataki możliwe do przeprowadzenia przy możliwości wybrania tekstu jawnego
(np. możemy spowodować, że ktoś zaszyfruje podstawioną przez nas wiadomosć);
Oczywiście skuteczny atak na jakikolwiek szyfr zwykle wykorzystuje techniki
należące do wielu rodzajów ataków. I tak startując od przechwyconego szyfrogramu
oceniamy w pierwszej kolejności możliwe algorytmy szyfrowania, które posłużyły
do wygenerowania kryptu. Jednocześnie zwykle prowadzimy dalszy nasłuch, tak aby
uzyskać większa ilość informacji, w tym szyfrogramów (ale nie tylko, istotne
mogą być także inne informacje, ich określeniem zajmuje się sztuka inwigilacji).
Tym samym z kategorii pierwszej przesuwamy się przez drugą do trzeciej, a czasem
do czwartej. Czasami możliwe jest nakłonienie osoby do przesłania pewnej
informacji w sposób zaszyfrowany, co powoduje, że możemy zastosować metody z
kategorii piątej.
Historia kryptografii dowodzi, że nie ma w praktyce absolutnie bezpiecznych
protokołów kryptograficznych. Nawet zastosowanie matematycznie bezpiecznego
algorytmu szyfrowania nadal obciążone jest ryzykiem niewłaściwego użycia,
niechlujności czy błędu człowieka. Współczesne algorytmy szyfrowania oferują
teoretycznie bardzo wysoki poziom bezpieczeństwa, jednak należy pamiętać o
nastepujących faktach:
* zwykle użytkownik wybiera klucz szyfrujący. 90% ludzi używa w tym celu
łatwych do zgadnięcia fraz lub słów. Bezpieczeństwo faktyczne kryptosystemu
zależy zarówno od algorytmu, jak i od rozmiaru przestrzeni faktycznie używanych
kluczy (atak słownikowy);
* wybranie zbyt skomplikowanego klucza zwykle pociąga za soba konieczność
jego zapisania (ataki socjotechniczne)
* szyfrowanie zwykle jest przeprowadzane przez oprogramowanie komercyjne,
często pisane bez właściwej analizy implementacji skądinąd doskonałych
algorytmów szyfrowania. Nawet najbezpieczniejszy algorytm szyfrowania nie
zapewnia bezpieczeństwa, jeśli został niewłaściwie zaimplementowany (np. użyto
zbyt prymitywnego generatora liczb losowych);
* oprogramowanie działa w środowisku systemu operacyjnego, który zwykle (dla
typowych, popularnych systemów operacyjnych) nie posiada mechanizmów
zabezpieczajacych przed np. odczytaniem danych z pamięci czy z klawiatury w
momencie ich zapisywania, lub np. odtworzenia możliwych ziaren generatora liczb
losowych (jeśli np. używa się jako ziarna danych z zegara systemowego);
pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Kryptografia
Warto pamiętać, że znane są przypadki złamania nawet "absolutnie bezpiecznych"
kryptosystemów, jak np. projekt Venona, w którym dzięki błędowi człowieka
złamano rzekomo absolutnie bezpieczny szyfr, tzw. one time pad.
Dostalem wiadomosc, ze Iwona W.umarla. Nie mam niestety mozliwosci (blog Michal
> a
> jest mi niedostepny) zlozenia kondolencji, wiec prosba: Zrob to w moim imieniu,
> jesli laska.
....................
zrob to sam ...to w koncu byl twoj najblizszy przyjaciel...
jd
A.G.: Myśmy nie kupili tego zasranego Polmosu na lewo, tylko na prawo,
zapłaciliśmy (?)... Ja... Myśmy nawet nie..., bo myśmy wiedzieli, w jakim
państwie żyjemy, z jakimi między innymi dziennikarzami mamy do czynienia. (...)
Mnie natomiast dokuczyło, że „Gazeta Wyborcza” to ciągle po mnie jeździ. Nikt im
nie dał takiego prawa. Ponieważ ja wiem, że nie napisali jeszcze ani razu prawdy
na mój temat.
A.M.: No dobrze dobrze. No?...
A.G.: ... to zaczynam szukać teorii spiskowej.
A.M.: E, ...
A.G.: To co? Głupota dziennikarzy? Ktoś im za to zapłacił? Jak to jest?
(...)
A.G.: É nie napisali prawdy, no. Za dwieście trzydzieści cztery Ate...
A.M.: Niech pan da spokój, no...
A.G.: ... no, daję spokój, no. Ani ani razu. To już sobie wyjaśniliśmy...
A.M.: É ja nie mogę, ja nie mogę wykluczyć złej woli u dziennikarki, której w
dodatku nazwiska nie znam. Nie, nie potrafię tego...
A.G.: ... ona Lewandowska... coś takiego...
A.M.: ... nie znam nazwiska, więc się nie będę tu z panem spierał, dlatego że po
prostu nie... Co więcej, nie umiem wykluczyć i tego, że dziennikarka się dała
wpuścić w kanał. Za długo w tym zawodzie pracowałem.
(...)
(...)
A.G.: ... każdy materiał wydrukowany o nas w ,,Gazecie Wyborczej” był
nieprawdziwy. Skończyliśmy pewną epokę naszą rozmową, bo ja nie mogę się
zachowywać nieładnie, jeżeli ktoś mi mówi, że został świadomie wprowadzony - jak
się potem okazało - w błąd. Ale już teraz ten czas minął. I się znowu zaczynają
do nas te panie obie przypie.... To niech się zajmą uczuciem, a nie targaniem
mojej osoby, bo ja im niczego nie zrobiłem - w imię Ojca i Syna. Poza tym płacę
podatki, staram. się mieć, że tak powiem, porządne stosunki, nikogo nie
przekupiłem. Nawet wszystkich lubię. Niech się ode mnie odpie... Muszą kłamać?
Te panienki potrafią to zrobić?
A.M.: Cały czas panu mówię. Ja nie wiem, jakie panienki...
A.G.: ... o pani Łuczywo i tej jej zastępczyni. A ta pani z Wrocławia, wie pan,
co mi powiedziała? Ja mówię pani mi zadaje nieprawidłowe pytanie. A ona mówi:
„Nie ma nieprawidłowych pytań, tylko są głupie odpowiedzi” Boże!... nie mamy o
czym rozmawiać.
A.M.: Panie prezesie, ona panu odpowiedziała prawdę.
(...)
A.M.: ... wszystkie pytania są dobre...
A.G.: ... nie, a tu pan żartuje...
A.M.: ... nie, nie żartuję.
(...)
A.G.: To na przyszłość poślę ją...
A.M.: Mówię panu...
A.G.: ... no.
A.M.: Nie ma złych pytań. Dziennikarz jest od tego, żeby stawiać pytania
najgłupsze i najmądrzejsze. Najbardziej brutalne i najuprzejmiejsze. Wszystko
zależy od odpowiedzi.
A.G.: ... dowiedziałem się o tej regule na początku rozmowy.
A.M.: Oczywiście inna sprawa jest, że czasem są takie pytania, które mogą sugerować.
A.G.: Niech pan da trochę szansę, bo przecież ja pana nie przegadam, nie jestem
w stanie...
A.M.: ... po prostu pan mnie tak wzrusza - panie prezesie...
A.G.: ... tak? Z pewnością. Niesamowite!...
(...)
A.G.: Panie redaktorze - ja jestem naprawdę skromny, ja nie nie baluję, nie
chodzę na dwory. Mieszkam w ciszy, mam swoje, że tak powiem...
A.M.: ... w ciszy...
A.G.: ... pasje...
A.M.: ... i w kółko na dwory...
A.G.: ... ja nigdy nie byłem na żadnym dworze...
A.M.: ... kiedyś pana widziano - zdaje się - na dworze u króla Hiszpanii, u
królowej brytyjskiej, w Belgii - panie prezesie - tak mówią - no. Co mogę
zrobić, żeby...
A.G.: ... nic, nic, ja tylko chciałem być przed panem w porządku. Nie mam do
pana żadnej sprawy. Chciałem tylko panu powiedzieć, że wróciło stare...
(...)
A.G.: .... proszę zobaczyć, pamięta pan, był taki show - nie wiem, czy pan był w
Polsce - ze startem giełdowym PGNiG. Wyraźne oszustwo. Ale...
A.M.: ... jeszcze raz - z czym?
A.G.: PGNiG. Start giełdowy PGNiG.
A.M.: ...
A.G.: ... gazownictwa.
A.M.: Nie, nie! Ja wiem, co to jest PGNiG. Ja się na tym nie znam.
A.G.: Wyceniono na przykład jeden z elementów tej wyceny, EuRoPol Gaz, bo o nim
mówię, wyceniono na sto pięćdziesiąt milionów euro albo pół miliarda złotych -
no, to będzie lepiej, jak zysk w tym roku poprzedzającym wycenę wyniósł miliard
złotych. A wartość... jest dwa miliardy trzysta. A przepustowość gazu... gazu
wzrosła dwukrotnie. ...
A.M.: ...
A.G.: To prywatyzowali...
A.M.: ...
A.G.: No, kto? No, ten...
A.M.: ...
A.G.: ...
A.M.: Socha?
A.G.: ...
A.M.: ... wie pan - Socha nie nie jest oszustem żadnym.
A.G.: Ja nie wiem, czy jest oszustem, k... - to zrobili. A zaakceptował to ...
Myśmy im dali dokumentację, z której wynika że wycena EuRoPol Gazu, ta różnica
była taka, jak wycena całego PGNiG. Wówczas. Pan Marcinkiewicz rozdzierał
szaty... takie świństwo. Doszli do władzy, zrobiła się cisza, prokuratura
uznała, że sprawa jest w porządku. Czyli wszystko zależy od tego, z jakim
akcentem się co mówi.
A.M.: ... te rzeczy to my wiemy od dawna, wie pan...
A.G.: ... ale do czego zmierzam? Tam szwindle, tu rozgrzeszenie. Czyli świat ...
jest coś trochę poza systemem, który sprowadza się zapewne do funkcji języka
pozornego i przymrużenia oka.
A.M.: Ale nie wiemy, o czyim rozgrzeszeniu pan mówi. Natomiast nie ulega żadnej
kwestii...
A.G.: ... że on rozgrzeszył tam ten szwindel - no. Co to ... ten go atakował. O
czym to... pański Kublik tego nie zauważył. Może się boi, biedak.
www.monitorpolski.com/artykuly/Gudzowaty-transkrypt.html
zapłaciliśmy (?)... Ja... Myśmy nawet nie..., bo myśmy wiedzieli, w jakim
państwie żyjemy, z jakimi między innymi dziennikarzami mamy do czynienia. (...)
Mnie natomiast dokuczyło, że „Gazeta Wyborcza” to ciągle po mnie jeździ. Nikt im
nie dał takiego prawa. Ponieważ ja wiem, że nie napisali jeszcze ani razu prawdy
na mój temat.
A.M.: No dobrze dobrze. No?...
A.G.: ... to zaczynam szukać teorii spiskowej.
A.M.: E, ...
A.G.: To co? Głupota dziennikarzy? Ktoś im za to zapłacił? Jak to jest?
(...)
A.G.: É nie napisali prawdy, no. Za dwieście trzydzieści cztery Ate...
A.M.: Niech pan da spokój, no...
A.G.: ... no, daję spokój, no. Ani ani razu. To już sobie wyjaśniliśmy...
A.M.: É ja nie mogę, ja nie mogę wykluczyć złej woli u dziennikarki, której w
dodatku nazwiska nie znam. Nie, nie potrafię tego...
A.G.: ... ona Lewandowska... coś takiego...
A.M.: ... nie znam nazwiska, więc się nie będę tu z panem spierał, dlatego że po
prostu nie... Co więcej, nie umiem wykluczyć i tego, że dziennikarka się dała
wpuścić w kanał. Za długo w tym zawodzie pracowałem.
(...)
(...)
A.G.: ... każdy materiał wydrukowany o nas w ,,Gazecie Wyborczej” był
nieprawdziwy. Skończyliśmy pewną epokę naszą rozmową, bo ja nie mogę się
zachowywać nieładnie, jeżeli ktoś mi mówi, że został świadomie wprowadzony - jak
się potem okazało - w błąd. Ale już teraz ten czas minął. I się znowu zaczynają
do nas te panie obie przypie.... To niech się zajmą uczuciem, a nie targaniem
mojej osoby, bo ja im niczego nie zrobiłem - w imię Ojca i Syna. Poza tym płacę
podatki, staram. się mieć, że tak powiem, porządne stosunki, nikogo nie
przekupiłem. Nawet wszystkich lubię. Niech się ode mnie odpie... Muszą kłamać?
Te panienki potrafią to zrobić?
A.M.: Cały czas panu mówię. Ja nie wiem, jakie panienki...
A.G.: ... o pani Łuczywo i tej jej zastępczyni. A ta pani z Wrocławia, wie pan,
co mi powiedziała? Ja mówię pani mi zadaje nieprawidłowe pytanie. A ona mówi:
„Nie ma nieprawidłowych pytań, tylko są głupie odpowiedzi” Boże!... nie mamy o
czym rozmawiać.
A.M.: Panie prezesie, ona panu odpowiedziała prawdę.
(...)
A.M.: ... wszystkie pytania są dobre...
A.G.: ... nie, a tu pan żartuje...
A.M.: ... nie, nie żartuję.
(...)
A.G.: To na przyszłość poślę ją...
A.M.: Mówię panu...
A.G.: ... no.
A.M.: Nie ma złych pytań. Dziennikarz jest od tego, żeby stawiać pytania
najgłupsze i najmądrzejsze. Najbardziej brutalne i najuprzejmiejsze. Wszystko
zależy od odpowiedzi.
A.G.: ... dowiedziałem się o tej regule na początku rozmowy.
A.M.: Oczywiście inna sprawa jest, że czasem są takie pytania, które mogą sugerować.
A.G.: Niech pan da trochę szansę, bo przecież ja pana nie przegadam, nie jestem
w stanie...
A.M.: ... po prostu pan mnie tak wzrusza - panie prezesie...
A.G.: ... tak? Z pewnością. Niesamowite!...
(...)
A.G.: Panie redaktorze - ja jestem naprawdę skromny, ja nie nie baluję, nie
chodzę na dwory. Mieszkam w ciszy, mam swoje, że tak powiem...
A.M.: ... w ciszy...
A.G.: ... pasje...
A.M.: ... i w kółko na dwory...
A.G.: ... ja nigdy nie byłem na żadnym dworze...
A.M.: ... kiedyś pana widziano - zdaje się - na dworze u króla Hiszpanii, u
królowej brytyjskiej, w Belgii - panie prezesie - tak mówią - no. Co mogę
zrobić, żeby...
A.G.: ... nic, nic, ja tylko chciałem być przed panem w porządku. Nie mam do
pana żadnej sprawy. Chciałem tylko panu powiedzieć, że wróciło stare...
(...)
A.G.: .... proszę zobaczyć, pamięta pan, był taki show - nie wiem, czy pan był w
Polsce - ze startem giełdowym PGNiG. Wyraźne oszustwo. Ale...
A.M.: ... jeszcze raz - z czym?
A.G.: PGNiG. Start giełdowy PGNiG.
A.M.: ...
A.G.: ... gazownictwa.
A.M.: Nie, nie! Ja wiem, co to jest PGNiG. Ja się na tym nie znam.
A.G.: Wyceniono na przykład jeden z elementów tej wyceny, EuRoPol Gaz, bo o nim
mówię, wyceniono na sto pięćdziesiąt milionów euro albo pół miliarda złotych -
no, to będzie lepiej, jak zysk w tym roku poprzedzającym wycenę wyniósł miliard
złotych. A wartość... jest dwa miliardy trzysta. A przepustowość gazu... gazu
wzrosła dwukrotnie. ...
A.M.: ...
A.G.: To prywatyzowali...
A.M.: ...
A.G.: No, kto? No, ten...
A.M.: ...
A.G.: ...
A.M.: Socha?
A.G.: ...
A.M.: ... wie pan - Socha nie nie jest oszustem żadnym.
A.G.: Ja nie wiem, czy jest oszustem, k... - to zrobili. A zaakceptował to ...
Myśmy im dali dokumentację, z której wynika że wycena EuRoPol Gazu, ta różnica
była taka, jak wycena całego PGNiG. Wówczas. Pan Marcinkiewicz rozdzierał
szaty... takie świństwo. Doszli do władzy, zrobiła się cisza, prokuratura
uznała, że sprawa jest w porządku. Czyli wszystko zależy od tego, z jakim
akcentem się co mówi.
A.M.: ... te rzeczy to my wiemy od dawna, wie pan...
A.G.: ... ale do czego zmierzam? Tam szwindle, tu rozgrzeszenie. Czyli świat ...
jest coś trochę poza systemem, który sprowadza się zapewne do funkcji języka
pozornego i przymrużenia oka.
A.M.: Ale nie wiemy, o czyim rozgrzeszeniu pan mówi. Natomiast nie ulega żadnej
kwestii...
A.G.: ... że on rozgrzeszył tam ten szwindel - no. Co to ... ten go atakował. O
czym to... pański Kublik tego nie zauważył. Może się boi, biedak.
www.monitorpolski.com/artykuly/Gudzowaty-transkrypt.html
to jest znana sprawa i w Unii Europejskiej, na przykład szefowa energetyki tej
Unii Europejskiej, taka pani miła... się nie może nadziwić... Andrzej będzie
jechał z jakimś gościem miłym do Żelazowej Woli, to ten, to to jest po drodze do
Bronisz się jedzie. To ten gazociąg byłby takiej długości - no. A nie z żądaniem
jeszcze... Można go było dla zabawy zakopać, wkopać, wykopać, po... wysadzić w
powietrze, no, można było go zalać wodą. No, wszystko by można było. Zabawa za
małe pieniądze. A pański Kublik stanął na czele przodującej gazety i jeszcze
przedtem taka jedna pani, najładniejsza u pana, ta, która teraz jest w
„Rzeczpospolitej”. Kochała się w panu.
(...)
A.G.: Też ekspert od energetyki. K... no. Także ktoś na tym po prostu miał
interes, żeby to wszystko storpedować. I to, jak myśmy im przeszkadzali, to
naj... najnormalniej, ja myślę, że głównie dla kasy, tak że myśmy to przeżyli
wszystko z powodu właśnie genów przedwojennych. Nie pieniliśmy się, nie tego...
Stosowaliśmy metodę łagodnego oporu, ale wszystko dokumentowaliśmy. I to
wszystko jest w prokura... znaczy nie wszystko jeszcze, ale dużo jest w
prokuraturze. I jesteśmy przekonani, że prokuratura nawet teraz chyba nie będzie
zainteresowana, żeby, żeby. Zobaczymy - no. I forma kłamstwa. Muszą zareagować...
A.M.: ...
A.G.: ... zresztą, my nie szukamy zemsty, my szukamy takiej...
A.M.: ...
A.G.: ... sytuacji, żeby się odpie..li od nas...
A.M.: ... wie pan - ja jestem w bardzo trudnej sytuacji, bo oni mnie mnie wezwą
teraz...
A.G.: ... nie, oni pana...
A.M.: ... na to przesłuchanie...
A.G.: ... oni pana zapytają tylko o jedno...
A.M.: ... o...
A.G.: Nazwisko tego pana, który...
A.M.: ... ja ja mówię, że...
A.G.: ... no i mamy czystą sprawę. A ja powiem, że straciłem drugi punkt w skali
stuprocentowej...
A.M.: ... to trudno, no to pan stracił. Żeby pan żeby pan stracił nawet sto
punktów w skali stuprocentowej...
A.G.: ...
A.M.: ... no to ja nazwiska nie podam...
A.G.: ... mówi pan jak człowiek zarozumiały i pyszny.
A.M.: Trudno, nie mam innego wyjścia. To jest sprawa zasad. To jest sprawa
zasad. Ja mam zasadę taką, którą stosuje się w sposób - po prostu -
ortodoksyjny. Ja nigdy nie robię publicznego użytku z prywatnych rozmów. Nigdy!
Nigdy! To mi się nigdy nie zdarzyło. Jeżeli...
A.G.: ... no, ale to są naprawdę zbrodniarze.
A.M.: A może, tylko że ja ze zbrodnią nic wspólnego nie mam. Ja wiem tylko
jedno. Mnie nie wolno ujawniać nazwiska...
A.G.: ... tak, rozumiem - no.
A.M.: Po prostu - mnie nie wolno...
A.G.: ... ale przyjąłem to do wiadomości, bo przekonać mnie pan nie przekonał,
ale nawet szanuję takie stanowisko.
A.M.: To jest to jest - po prostu - trudno, ja to pozwoliłem wydrukować...
A.G.: ... wy w redakcji nie sprawdzacie?...
A.M.: ... nie...
A.G.: ... skąd gość, skąd Kublik miał informacje?
A.M.: Sprawdzaliśmy to.
A.G.: No i co?
A.M.: No więc to jest to, co co omawiałem panu. Że wedle mojej oceny to była
informacja od kogoś, kto był w taki czy inny sposób, pośredni czy bezpośredni,
związany ze służbami.
A.G.: Będzie miał pan chociaż jedną satysfakcję, bo pani prokurator - w
rekompensacie... Bo pani prokurator jest wyjątkowo piękną kobietą.
A.M.: O!
A.G.: Nie wiem, jest chyba taka zawodowo zimna, ale urodę ma królowej. Piękna
jest - po prostu - piękna.
(...)
A.M.: ... Ja się czuję jak człowiek, zawodnik na boisku, który dostał czerwoną
kartkę. Bo jeżeli o tym wszystkim ja pisałem... Kaczyńscy, o tym, co oni przez
ten rok nawyrabiali. W ciągu roku tak spier... wizerunek Polski, to jest talent
- wie pan. To jest talent! To trzeba umieć!
A.G.: Polska nigdy nie miała dobrego wizerunku.
A.M.: Proszę pana...
A.G.: ... także oni za bardzo nie mieli co spier...
A.M.: ... mieli, mieli, mieli, mieli.
A.G.: Mogli spieprzyć swój wizerunek.
A.M.: Swój to właśnie oni tutaj, oni właśnie nie, nie mieli co spieprzyć, bo nie
mieli nigdy dobrego.
A.G.: Nie, oni nigdy nie...
A.M.: A Polska miała.
A.G.: Dobry?
A.M.: Bardzo dobry.
A.G.: Gdzie?
A.M.: W Ameryce, w Europie, wszędzie, w całej Europie, w Rosji - wszędzie.
A.G.: Wszędzie się z nas śmiali... Krzyżówka pawia z zarozumialcem.
A.M.: W dziewiętnastym wieku, ale nie teraz.
A.G.: Nie teraz? Skąd! Teraz są sami za zarozumialcy. Jedni są tam w obozie
amerykańskim, drudzy w rosyjskim, trzeci w brytyjskim, niemieckim, francuskim -
k... - nikogo nie ma w obozie polskim. No - makabra - no. Początkowo chciałem
ten pomnik wystawić w Polsce - tolerancja - ale postanowiłem w Jerozolimie, bo
to jest jednak miasto bliżej Boga.
(...)
DRUGA ROZMOWA
(...)
A.G.: Jakieś alkohole pan pije?
A.M.: No jak, jakbym się z panem nie napił?
A.G.: ... a ja nie piję... więc będzie pan musiał za mnie wypić, dobrze?...
A.M.: ... w ogóle nic?
A.G.: Mam, na razie mam zakaz. Jestem po operacji.
(...)
A.G.: ... ja chciałem tylko panu powiedzieć o tym, że kolejny raz mnie z powodu
tego, no, może nie użyję... ale powodu tej gazety spotkałem świństwa.
A.M.: O co chodzi? Bo ja przejrzałem...
A.G.: ... tak, że...
A.M.: ... o Kaczmarku, napisali?...
A.G.: ... o Kaczmarku, tak...
A.M.: ... ale mu mu dali odpowiedzieć, przecież, no to...
A.G.: ... dali odpowiedzieć Kaczmarkowi. Natomiast ponieważ my nie robimy
szwindli, to nas to ubodło. I to jest złamanie, że tak powiem, ugody, którą
mieliśmy...
A.M.: ... tu, wie pan, ja tego, tej sprawy nie nie śledziłem. Więc, więc...
A.G.: ... ta panienka z Wrocławia, która to pisała...
(...)
A.G.: ... dlaczego powiedziałem dupa? Bo zachowała się... jeszcze gorzej, no. Po
pierwsze... ponieważ napisała całą nieprawdę... miała pięćdziesiąt procent...
ale ona napisała sto procent nieprawdy. A ta wasza gazeta... praktykowała
jeszcze, ale to nie dziwi to mnie tym bardziej. Ale to ja...
A.M.: ... to pan mu mu musi na ten temat porozmawiać, ale nie ze mną...
A.G.: ... ale ja wiem, ale pan mnie pytał, więc panu odpowiadam...
A.M.:...
A.G.: I nieładnie się zachowali. Ja napisałem list do pana, bo ja byłem
przekonany, że pan tam pracuje.
A.M.: Ale gdzie gdzie ten list jest?...
A.G.: ... ja napisałem list z prawnikiem pani Łuczywo.
A.M.: A, to może ona to to dostała. To...
A.G.: ... list był... list otwarty, który poszedł do wszystkich dziennikarzy, bo...
A.M.: I oni co zrobili?
(...)
A.G.: Daliśmy to do wiadomości wszystkim redaktorom naczelnym gazet, żeby znali
zachowanie się „Gazety Wyborczej”, no, tak nie można pisać. Szczerze mówiąc, ja
wierzę w to, że to ktoś kazał napisać, bo to...
A.M.: ... być może jej ktoś kazał, ale...
A.G.: É z Kaczmarkiem to była taka sprawa, że Kaczmarek już dawno u nas
pracował. Ci, co mieli napisać, to napisali... i tak dalej...
(...)
A.G.: ... pierwszą stronę z odniesieniem na... artykułu na kolejnej stronie.
Czyli, jak gdyby wynikało... a dziennikarka była uprzedzona, że to jest wszystko
nieprawda. Więc albo jest to siła pieniądza albo siła intrygi. W przypadku
Kublika, myślę, że to były siły pieniądza także, nie tylko... A w przypadku tej
pani nie wiem, bo jej nie znam. Poza tym, że jest arogancka i głupia chyba...
A.M.: ... ja jej też nie znam, więc w ogóle nie wiem, o co chodzi...
A.G.: ... ale to chciałem tylko powiedzieć panu, ponieważ ja słowa... jako
przedwojenny człowiek szanuję, że potraktowałem to jako zwolnienie mnie ze słowa
i...
A.M.: Ale to pan musiał rozmawiać z panią Łuczywo, a nie...
A.G.: ... i nie będę z nią rozmawiał. Po prostu damy sprawę do sądu i... gazetę,
pieprzę. Mamy mamy stare sprawy, które...
A.M.: ... o Boże, panie prezesie, no. Co ja panu mogę...
A.G.: ... no nic, no...
A.M.: ... miałem zerowy wpływ na to.
A.G.: Tak. I miał pan dobre intencje. Nawet w tym liście to chyba wpierw
powiedziałem...
(...)
A.G.: Myśmy nie kupili tego zasranego Polmosu na lewo, tylko na prawo,
zapłaciliśmy (?)... Ja... Myśmy nawet nie..., bo myśmy wiedzieli, w jakim
państwie żyjemy, z jakimi między
Unii Europejskiej, taka pani miła... się nie może nadziwić... Andrzej będzie
jechał z jakimś gościem miłym do Żelazowej Woli, to ten, to to jest po drodze do
Bronisz się jedzie. To ten gazociąg byłby takiej długości - no. A nie z żądaniem
jeszcze... Można go było dla zabawy zakopać, wkopać, wykopać, po... wysadzić w
powietrze, no, można było go zalać wodą. No, wszystko by można było. Zabawa za
małe pieniądze. A pański Kublik stanął na czele przodującej gazety i jeszcze
przedtem taka jedna pani, najładniejsza u pana, ta, która teraz jest w
„Rzeczpospolitej”. Kochała się w panu.
(...)
A.G.: Też ekspert od energetyki. K... no. Także ktoś na tym po prostu miał
interes, żeby to wszystko storpedować. I to, jak myśmy im przeszkadzali, to
naj... najnormalniej, ja myślę, że głównie dla kasy, tak że myśmy to przeżyli
wszystko z powodu właśnie genów przedwojennych. Nie pieniliśmy się, nie tego...
Stosowaliśmy metodę łagodnego oporu, ale wszystko dokumentowaliśmy. I to
wszystko jest w prokura... znaczy nie wszystko jeszcze, ale dużo jest w
prokuraturze. I jesteśmy przekonani, że prokuratura nawet teraz chyba nie będzie
zainteresowana, żeby, żeby. Zobaczymy - no. I forma kłamstwa. Muszą zareagować...
A.M.: ...
A.G.: ... zresztą, my nie szukamy zemsty, my szukamy takiej...
A.M.: ...
A.G.: ... sytuacji, żeby się odpie..li od nas...
A.M.: ... wie pan - ja jestem w bardzo trudnej sytuacji, bo oni mnie mnie wezwą
teraz...
A.G.: ... nie, oni pana...
A.M.: ... na to przesłuchanie...
A.G.: ... oni pana zapytają tylko o jedno...
A.M.: ... o...
A.G.: Nazwisko tego pana, który...
A.M.: ... ja ja mówię, że...
A.G.: ... no i mamy czystą sprawę. A ja powiem, że straciłem drugi punkt w skali
stuprocentowej...
A.M.: ... to trudno, no to pan stracił. Żeby pan żeby pan stracił nawet sto
punktów w skali stuprocentowej...
A.G.: ...
A.M.: ... no to ja nazwiska nie podam...
A.G.: ... mówi pan jak człowiek zarozumiały i pyszny.
A.M.: Trudno, nie mam innego wyjścia. To jest sprawa zasad. To jest sprawa
zasad. Ja mam zasadę taką, którą stosuje się w sposób - po prostu -
ortodoksyjny. Ja nigdy nie robię publicznego użytku z prywatnych rozmów. Nigdy!
Nigdy! To mi się nigdy nie zdarzyło. Jeżeli...
A.G.: ... no, ale to są naprawdę zbrodniarze.
A.M.: A może, tylko że ja ze zbrodnią nic wspólnego nie mam. Ja wiem tylko
jedno. Mnie nie wolno ujawniać nazwiska...
A.G.: ... tak, rozumiem - no.
A.M.: Po prostu - mnie nie wolno...
A.G.: ... ale przyjąłem to do wiadomości, bo przekonać mnie pan nie przekonał,
ale nawet szanuję takie stanowisko.
A.M.: To jest to jest - po prostu - trudno, ja to pozwoliłem wydrukować...
A.G.: ... wy w redakcji nie sprawdzacie?...
A.M.: ... nie...
A.G.: ... skąd gość, skąd Kublik miał informacje?
A.M.: Sprawdzaliśmy to.
A.G.: No i co?
A.M.: No więc to jest to, co co omawiałem panu. Że wedle mojej oceny to była
informacja od kogoś, kto był w taki czy inny sposób, pośredni czy bezpośredni,
związany ze służbami.
A.G.: Będzie miał pan chociaż jedną satysfakcję, bo pani prokurator - w
rekompensacie... Bo pani prokurator jest wyjątkowo piękną kobietą.
A.M.: O!
A.G.: Nie wiem, jest chyba taka zawodowo zimna, ale urodę ma królowej. Piękna
jest - po prostu - piękna.
(...)
A.M.: ... Ja się czuję jak człowiek, zawodnik na boisku, który dostał czerwoną
kartkę. Bo jeżeli o tym wszystkim ja pisałem... Kaczyńscy, o tym, co oni przez
ten rok nawyrabiali. W ciągu roku tak spier... wizerunek Polski, to jest talent
- wie pan. To jest talent! To trzeba umieć!
A.G.: Polska nigdy nie miała dobrego wizerunku.
A.M.: Proszę pana...
A.G.: ... także oni za bardzo nie mieli co spier...
A.M.: ... mieli, mieli, mieli, mieli.
A.G.: Mogli spieprzyć swój wizerunek.
A.M.: Swój to właśnie oni tutaj, oni właśnie nie, nie mieli co spieprzyć, bo nie
mieli nigdy dobrego.
A.G.: Nie, oni nigdy nie...
A.M.: A Polska miała.
A.G.: Dobry?
A.M.: Bardzo dobry.
A.G.: Gdzie?
A.M.: W Ameryce, w Europie, wszędzie, w całej Europie, w Rosji - wszędzie.
A.G.: Wszędzie się z nas śmiali... Krzyżówka pawia z zarozumialcem.
A.M.: W dziewiętnastym wieku, ale nie teraz.
A.G.: Nie teraz? Skąd! Teraz są sami za zarozumialcy. Jedni są tam w obozie
amerykańskim, drudzy w rosyjskim, trzeci w brytyjskim, niemieckim, francuskim -
k... - nikogo nie ma w obozie polskim. No - makabra - no. Początkowo chciałem
ten pomnik wystawić w Polsce - tolerancja - ale postanowiłem w Jerozolimie, bo
to jest jednak miasto bliżej Boga.
(...)
DRUGA ROZMOWA
(...)
A.G.: Jakieś alkohole pan pije?
A.M.: No jak, jakbym się z panem nie napił?
A.G.: ... a ja nie piję... więc będzie pan musiał za mnie wypić, dobrze?...
A.M.: ... w ogóle nic?
A.G.: Mam, na razie mam zakaz. Jestem po operacji.
(...)
A.G.: ... ja chciałem tylko panu powiedzieć o tym, że kolejny raz mnie z powodu
tego, no, może nie użyję... ale powodu tej gazety spotkałem świństwa.
A.M.: O co chodzi? Bo ja przejrzałem...
A.G.: ... tak, że...
A.M.: ... o Kaczmarku, napisali?...
A.G.: ... o Kaczmarku, tak...
A.M.: ... ale mu mu dali odpowiedzieć, przecież, no to...
A.G.: ... dali odpowiedzieć Kaczmarkowi. Natomiast ponieważ my nie robimy
szwindli, to nas to ubodło. I to jest złamanie, że tak powiem, ugody, którą
mieliśmy...
A.M.: ... tu, wie pan, ja tego, tej sprawy nie nie śledziłem. Więc, więc...
A.G.: ... ta panienka z Wrocławia, która to pisała...
(...)
A.G.: ... dlaczego powiedziałem dupa? Bo zachowała się... jeszcze gorzej, no. Po
pierwsze... ponieważ napisała całą nieprawdę... miała pięćdziesiąt procent...
ale ona napisała sto procent nieprawdy. A ta wasza gazeta... praktykowała
jeszcze, ale to nie dziwi to mnie tym bardziej. Ale to ja...
A.M.: ... to pan mu mu musi na ten temat porozmawiać, ale nie ze mną...
A.G.: ... ale ja wiem, ale pan mnie pytał, więc panu odpowiadam...
A.M.:...
A.G.: I nieładnie się zachowali. Ja napisałem list do pana, bo ja byłem
przekonany, że pan tam pracuje.
A.M.: Ale gdzie gdzie ten list jest?...
A.G.: ... ja napisałem list z prawnikiem pani Łuczywo.
A.M.: A, to może ona to to dostała. To...
A.G.: ... list był... list otwarty, który poszedł do wszystkich dziennikarzy, bo...
A.M.: I oni co zrobili?
(...)
A.G.: Daliśmy to do wiadomości wszystkim redaktorom naczelnym gazet, żeby znali
zachowanie się „Gazety Wyborczej”, no, tak nie można pisać. Szczerze mówiąc, ja
wierzę w to, że to ktoś kazał napisać, bo to...
A.M.: ... być może jej ktoś kazał, ale...
A.G.: É z Kaczmarkiem to była taka sprawa, że Kaczmarek już dawno u nas
pracował. Ci, co mieli napisać, to napisali... i tak dalej...
(...)
A.G.: ... pierwszą stronę z odniesieniem na... artykułu na kolejnej stronie.
Czyli, jak gdyby wynikało... a dziennikarka była uprzedzona, że to jest wszystko
nieprawda. Więc albo jest to siła pieniądza albo siła intrygi. W przypadku
Kublika, myślę, że to były siły pieniądza także, nie tylko... A w przypadku tej
pani nie wiem, bo jej nie znam. Poza tym, że jest arogancka i głupia chyba...
A.M.: ... ja jej też nie znam, więc w ogóle nie wiem, o co chodzi...
A.G.: ... ale to chciałem tylko powiedzieć panu, ponieważ ja słowa... jako
przedwojenny człowiek szanuję, że potraktowałem to jako zwolnienie mnie ze słowa
i...
A.M.: Ale to pan musiał rozmawiać z panią Łuczywo, a nie...
A.G.: ... i nie będę z nią rozmawiał. Po prostu damy sprawę do sądu i... gazetę,
pieprzę. Mamy mamy stare sprawy, które...
A.M.: ... o Boże, panie prezesie, no. Co ja panu mogę...
A.G.: ... no nic, no...
A.M.: ... miałem zerowy wpływ na to.
A.G.: Tak. I miał pan dobre intencje. Nawet w tym liście to chyba wpierw
powiedziałem...
(...)
A.G.: Myśmy nie kupili tego zasranego Polmosu na lewo, tylko na prawo,
zapłaciliśmy (?)... Ja... Myśmy nawet nie..., bo myśmy wiedzieli, w jakim
państwie żyjemy, z jakimi między
A.G.: ... ale - wie pan, to, że gazeta - prawda - proszę pana, przepraszam...
A.M.: ... ma pan rację...
A.G.: ... napisała dwieście trzydzieści sześć razy nieprawdę i źle, to niech pan
nie mówi, że że redaktor naczelny nie nie zwrócił na to uwagi, do cholery.
A.M.: Proszę pana - ja tego typu, co były, ma materiały, jeżeli weźmiemy w
nawias w tej chwili...
A.G.: ... merytorycznie zawsze nieprawdziwe. O o ropo-gazie, o naszej tej...
(...)
A.M.: ... jeżeli wziąć, jeżeli wziąć... to ja mam prostsze wyjaśnienie.
A.G.: Że brał kasę.
A.M.: Skąd?
A.G.: No jak to nie?!
A.M.: Nie no, nie wy... proszę pana...
A.G.: ... taką ma opinię u wielu dziennikarzy. To nie ja mu to zrobiłem.
A.M.: Proszę pana - a tak jak panu powiem tak, jeżeliby pan mi pół roku temu
powiedział, że ksiądz Michał Czajkowski był agentem, to bym panu dał po twarzy.
Rozumie pan. No już - k... - nie wiem teraz! No rzeczywiście po pogłupiałem. Ja
już nie wiem teraz! Jeżeli...
A.G.: ... to niech pan pomoże wytępić to g..., a nie rozdziera szaty...
A.M.: ... zaraz. Jeżeli ja w ciągu ostatnich dwóch miesięcy dowiedziałem się...
pan też się dowiedział... że dwóch najbliższych politycznych doradców dwóch
prymasów było agentami. Dwóch najbliższych politycznych, za których oni ręczyli,
których oni mianowali!...
A.G.: To to znaczy, że były zawodowo dobre służby i nic więcej.
A.M.: Wie pan, to ja już teraz, jak pan mi mówi, że...
A.G.: ... a że ludzie są skundleni, to jest inna bajka...
A.M.: ... że ktoś brał pieniądze, to ja w tej chwili głowy pod Ewangelię już za
niego nie położę. Nie położę...
(...)
A.G.: Teraz was wyrówna Niesiołowski... on jest dokładny, jak walec wyrówna.
Przecież Niesiołowski, a ten ten głupi, no...
A.M.: ... pan mówi...
A.G.: ... no jak się nazywa?
A.M.: ... Macierewicz...
A.G.: ... Macierewicz, no. Niesiołowski to mądry człowiek...
A.M.: ... no tak, no, no.
A.G.: Tak was wyprowadzi was inte.... ideologicznie na prostą i będzie Rzym.
A.M.: To jest możliwe.
A.G.: No to jest pewne.
(...)
A.M.: Ja mam nadzieję, że oni skręcą kark. A jeżeli nie skręcą, to przecież...
A.G.: Nie skręcą, bo lud jest za nimi.
A.M.: Jak długo jeszcze?
A.G.: Lud? Bardzo długo.
A.M.: No jak długo?
A.G.: No jak się lud dostanie igrzyska, no to...
A.M.: ... ale jak długo?...
A.G.: No dziesięć lat, dwadzieścia.
A.M.: Dwadzieścia lat?
A.G.: No dwadzieścia może nie. Dziesięć.
A.M.: Śmieszne.
A.G.: Pan jest śmieszny, bo pan ma dziewczęce marzenia.
(...)
A.G.: ... ta zupka?
A.M.: Świetna.
A.G.: No.
A.M.: Ona jest taka tajska.
A.G.: Rybna.
A.M.: Ale taka - wie pan - że...
A.G.: ... z tamtych stron - tak.
(...)
A.M.: ... świetnie wie. Natomiast my się z tej Czwartej Rzeczypospolitej
wyśmiewamy po prostu.
A.G.: Nie wiem, bo nie czytam tej waszej gazety...
A.M.: ... sąd nieskażony znajomością tematu...
A.G.: ... mam brak... Nie czyta się gazety, która... manipulowanej...
A.M.: ... takie najciekawsze są, takie najciekawsze są. Ja ja ja ja czytam,
proszę pana, tą tą springerowską gazetę, czytam „Wprost” dlatego, że wi...
A.G.: ... jak doczekamy się tej lustracji dziennikarzy, których... to będzie
prościej. A tak to nie...
A.M.: ... g... będzie, a nie prościej...
(...)
A.G.:É tak, tak, tak...
A.M.: ... g... będzie. Nic nie będzie...
A.G.: ... to to będzie. To w tym będzie w tej kwestii będzie g...
A.M.: ... proszę pana - u u mnie pracował taki dziennikarz od spraw śledczych.
Taki krzyż pański. Teraz on pracuje w „Newsweeku”. Wczoraj go widziałem w
telewizji, jak komentował tą sprawę Gilowskiej. No, k..., myślałem, że pawia
puszczę, no. No, że pawia puszczę, po prostu, no. To tak koszmarne było, no. Wie
pan, tylko że... no nic nie ma...
(...)
A.M.: ... ale ja nie mówię, kto go inspirował, no. Ja nie mówię, kto go
inspirował. Ja tego nie wiem. Ja tylko po... Teraz... Jak było z Kublikiem.
Dramat tego, że nikt z nas się na tym nie zna. Nikt. Nam łatwo było przyjąć jego
hipotezę, że to, co jest dobre dla Gudzowatego, to dobre dla dla Rosji jest, a
nie dla Polski.
A.G.: No i za to powinien na jajach wisieć, aż...
A.M.: ... dobrze...
A.G.: ... aż uschnie...
A.M.: ... ale to jest...
A.G.: ... ale to jest g..., nie dziennikarz...
A.M.: ... to inna historia...
A.G.: ... no nie inna, no przecież...
A.M.:...
A.G.: ... pan mu dawał swoje nazwisko, do cholery! Nie, nie, ja mu dałem? I to
ja go...
A.M.: ... myśmy w ogóle byli nie nieufni generalnie...
A.G.: ... a, tak, jasne...
A.M.: ... jeśli chodzi o biznes...
A.G.: ... kolesiom wierzyliście - tak. Innych nie zaczepialiście, ku.., tylko mnie.
A.M.: Jak toście nie zaczepiali...
A.G.: ... nie zaczepialiście...
A.M.: ... no, panie...
A.G.: ... no, nie zaczepialiście...
A.M.: ...
A.G.: ... mam statystykę - do cholery - waszą...
A.M.: ... no jak można...
A.G.: ... pokazali ,jak na tle innych kluczowych biznesmenów wygląda...
A.M.: ... no i co pan chce powiedzieć, że żeśmy nie zaczepiali Kulczyka?
A.G.: ... nie w tej skali i nie wtenczas...
A.M.: ...
A.G.: Później tylko nawet była... bohaterowie - cholera...
A.M.: ... wie pan - bohaterowie, nie bohaterowie.
A.G.: No tak.
A.M.: Faktem jest, faktem jest, że wielka krzywda się panu nie stała. Jak ja się
tutaj... rozglądam. Daj Boże biednemu Żydowi w każdy piątek...
(...)
A.M.: I czy to jest teraz, czy oni teraz wzywają - ja rozumiem...
A.G.: ... wszystkich...
A.M.: ... do prokuratury - tak? Do prokuratury?...
A.G.: ... tak, wszystkich. Tych, których już... Jeszcze będzie Barcikowski.
A.M.: Ba...
A.G.: ... Barcikowski.
A.M.: Barcikowski?
A.G.: Jeszcze będzie pan Siemiątkowski. Już było mnóstwo oficerów. Jak się
konfrontuje ich zeznania, to świadczy o tym, że oni mają, mają... nawet nie
potrafią ukryć swoich świństw. Że są na tyle nieprofesjonalni. Zarozumiali,
próżni. Przecież pan Pruszyński, taki Pruszyński - generał, to gadał na nas
Rosjanom - no.
A.M.: Czy ja do dobrze teraz mó...
A.G.: ... dobrze...
A.M.: ... mówię, to był ten, który był przez jakiś czas w NIK-u?
A.G.: Nie, nie. To był wiceszefem UOP-u.
A.M.: On był wiceszefem UOP-u?...
A.G.: ... tak tak...
A.M.: ... przy kim?...
A.G.: teraz był przy tym...
A.M.: on był wiceszefem UOP-u przy Barcikowskim?
A.G.: Tak. A tamten to się nazywa Sztarawarski, inaczej.
A.M.: Nie Szarawarski, to jest ten od...
A.G.: tak. Inaczej, też... wielki taki, jak... i też naprawdę pisał i powtarzał
- walczyli. Prawdę interpretowali, oczywistą prawdę. Kłamali. Po co oni to
robili? Przecież za co... za co ja tą mapę dostałem? Na przeprosiny, no.
A.M.: No wie pan, ale jeżeli, jeżeli... Wie pan - ja tych papierów nie nie
widziałem. Ja...
(...)
A.G.: Natomiast teraz niedawno jeden z jego kolegów się ujawnił. On przyszedł i
mówi, że chętnie będzie współpracował ze mnąÉ Ale teraz znowu sprawa przycichła,
bo Naimski nie kolega, a Naimski rządzi energetyką i w ogóle ch... wie, o co
chodzi już teraz.
A.M.: ... bardzo inteligentny.
A.G.: Ale...
A.M.: ... i absolutnie...
A.G.: ... nie chcą wariata, mu zaufali - no. Oni mają swoją mądrość, mają - no.
A.M.: Powiedzą zręczny, sprytny albo głupi.
A.G.: No wiesz.
A.M.: A już na energetyce to oni się znają tak jak ja, czyli w ogóle.
A.G.: No ale, tylko że Naimski się też nie zna.
A.M.: Na czym się zna Naimski, to ja po prostu nie wiem. Nie wiem po prostu.
A.G.: On bardzo eksponuje swoją nienawiść i niechęć, nienawiść do Rosji, ale
wszystko, co robi, jest na korzyść Rosji. Naprawdę.
A.M.: MÉ można pie..a dostać - no. Jak się...
A.G.: Bo to, że nie ma Bernau - Szczecin, to teraz my jesteśmy bezradni jak
dzieci. I teraz jak nam będą ucinać albo łaskawie dodawać, to razem z... i to
jest to, czego myśmy chcieli uniknąć.
A.M.: Myśmy to znaczy kto?
A.G.: Bartimpex na przykład, który był bardzo czynny... w polityce gazowej...
A.M.: ... ale oprócz pana...
A.G.: ... moi koledzy, no.
A.M.: Rozumiem.
A.G.: Dużo osób ze mną, fachowców, profesorów... to je
A.M.: ... ma pan rację...
A.G.: ... napisała dwieście trzydzieści sześć razy nieprawdę i źle, to niech pan
nie mówi, że że redaktor naczelny nie nie zwrócił na to uwagi, do cholery.
A.M.: Proszę pana - ja tego typu, co były, ma materiały, jeżeli weźmiemy w
nawias w tej chwili...
A.G.: ... merytorycznie zawsze nieprawdziwe. O o ropo-gazie, o naszej tej...
(...)
A.M.: ... jeżeli wziąć, jeżeli wziąć... to ja mam prostsze wyjaśnienie.
A.G.: Że brał kasę.
A.M.: Skąd?
A.G.: No jak to nie?!
A.M.: Nie no, nie wy... proszę pana...
A.G.: ... taką ma opinię u wielu dziennikarzy. To nie ja mu to zrobiłem.
A.M.: Proszę pana - a tak jak panu powiem tak, jeżeliby pan mi pół roku temu
powiedział, że ksiądz Michał Czajkowski był agentem, to bym panu dał po twarzy.
Rozumie pan. No już - k... - nie wiem teraz! No rzeczywiście po pogłupiałem. Ja
już nie wiem teraz! Jeżeli...
A.G.: ... to niech pan pomoże wytępić to g..., a nie rozdziera szaty...
A.M.: ... zaraz. Jeżeli ja w ciągu ostatnich dwóch miesięcy dowiedziałem się...
pan też się dowiedział... że dwóch najbliższych politycznych doradców dwóch
prymasów było agentami. Dwóch najbliższych politycznych, za których oni ręczyli,
których oni mianowali!...
A.G.: To to znaczy, że były zawodowo dobre służby i nic więcej.
A.M.: Wie pan, to ja już teraz, jak pan mi mówi, że...
A.G.: ... a że ludzie są skundleni, to jest inna bajka...
A.M.: ... że ktoś brał pieniądze, to ja w tej chwili głowy pod Ewangelię już za
niego nie położę. Nie położę...
(...)
A.G.: Teraz was wyrówna Niesiołowski... on jest dokładny, jak walec wyrówna.
Przecież Niesiołowski, a ten ten głupi, no...
A.M.: ... pan mówi...
A.G.: ... no jak się nazywa?
A.M.: ... Macierewicz...
A.G.: ... Macierewicz, no. Niesiołowski to mądry człowiek...
A.M.: ... no tak, no, no.
A.G.: Tak was wyprowadzi was inte.... ideologicznie na prostą i będzie Rzym.
A.M.: To jest możliwe.
A.G.: No to jest pewne.
(...)
A.M.: Ja mam nadzieję, że oni skręcą kark. A jeżeli nie skręcą, to przecież...
A.G.: Nie skręcą, bo lud jest za nimi.
A.M.: Jak długo jeszcze?
A.G.: Lud? Bardzo długo.
A.M.: No jak długo?
A.G.: No jak się lud dostanie igrzyska, no to...
A.M.: ... ale jak długo?...
A.G.: No dziesięć lat, dwadzieścia.
A.M.: Dwadzieścia lat?
A.G.: No dwadzieścia może nie. Dziesięć.
A.M.: Śmieszne.
A.G.: Pan jest śmieszny, bo pan ma dziewczęce marzenia.
(...)
A.G.: ... ta zupka?
A.M.: Świetna.
A.G.: No.
A.M.: Ona jest taka tajska.
A.G.: Rybna.
A.M.: Ale taka - wie pan - że...
A.G.: ... z tamtych stron - tak.
(...)
A.M.: ... świetnie wie. Natomiast my się z tej Czwartej Rzeczypospolitej
wyśmiewamy po prostu.
A.G.: Nie wiem, bo nie czytam tej waszej gazety...
A.M.: ... sąd nieskażony znajomością tematu...
A.G.: ... mam brak... Nie czyta się gazety, która... manipulowanej...
A.M.: ... takie najciekawsze są, takie najciekawsze są. Ja ja ja ja czytam,
proszę pana, tą tą springerowską gazetę, czytam „Wprost” dlatego, że wi...
A.G.: ... jak doczekamy się tej lustracji dziennikarzy, których... to będzie
prościej. A tak to nie...
A.M.: ... g... będzie, a nie prościej...
(...)
A.G.:É tak, tak, tak...
A.M.: ... g... będzie. Nic nie będzie...
A.G.: ... to to będzie. To w tym będzie w tej kwestii będzie g...
A.M.: ... proszę pana - u u mnie pracował taki dziennikarz od spraw śledczych.
Taki krzyż pański. Teraz on pracuje w „Newsweeku”. Wczoraj go widziałem w
telewizji, jak komentował tą sprawę Gilowskiej. No, k..., myślałem, że pawia
puszczę, no. No, że pawia puszczę, po prostu, no. To tak koszmarne było, no. Wie
pan, tylko że... no nic nie ma...
(...)
A.M.: ... ale ja nie mówię, kto go inspirował, no. Ja nie mówię, kto go
inspirował. Ja tego nie wiem. Ja tylko po... Teraz... Jak było z Kublikiem.
Dramat tego, że nikt z nas się na tym nie zna. Nikt. Nam łatwo było przyjąć jego
hipotezę, że to, co jest dobre dla Gudzowatego, to dobre dla dla Rosji jest, a
nie dla Polski.
A.G.: No i za to powinien na jajach wisieć, aż...
A.M.: ... dobrze...
A.G.: ... aż uschnie...
A.M.: ... ale to jest...
A.G.: ... ale to jest g..., nie dziennikarz...
A.M.: ... to inna historia...
A.G.: ... no nie inna, no przecież...
A.M.:...
A.G.: ... pan mu dawał swoje nazwisko, do cholery! Nie, nie, ja mu dałem? I to
ja go...
A.M.: ... myśmy w ogóle byli nie nieufni generalnie...
A.G.: ... a, tak, jasne...
A.M.: ... jeśli chodzi o biznes...
A.G.: ... kolesiom wierzyliście - tak. Innych nie zaczepialiście, ku.., tylko mnie.
A.M.: Jak toście nie zaczepiali...
A.G.: ... nie zaczepialiście...
A.M.: ... no, panie...
A.G.: ... no, nie zaczepialiście...
A.M.: ...
A.G.: ... mam statystykę - do cholery - waszą...
A.M.: ... no jak można...
A.G.: ... pokazali ,jak na tle innych kluczowych biznesmenów wygląda...
A.M.: ... no i co pan chce powiedzieć, że żeśmy nie zaczepiali Kulczyka?
A.G.: ... nie w tej skali i nie wtenczas...
A.M.: ...
A.G.: Później tylko nawet była... bohaterowie - cholera...
A.M.: ... wie pan - bohaterowie, nie bohaterowie.
A.G.: No tak.
A.M.: Faktem jest, faktem jest, że wielka krzywda się panu nie stała. Jak ja się
tutaj... rozglądam. Daj Boże biednemu Żydowi w każdy piątek...
(...)
A.M.: I czy to jest teraz, czy oni teraz wzywają - ja rozumiem...
A.G.: ... wszystkich...
A.M.: ... do prokuratury - tak? Do prokuratury?...
A.G.: ... tak, wszystkich. Tych, których już... Jeszcze będzie Barcikowski.
A.M.: Ba...
A.G.: ... Barcikowski.
A.M.: Barcikowski?
A.G.: Jeszcze będzie pan Siemiątkowski. Już było mnóstwo oficerów. Jak się
konfrontuje ich zeznania, to świadczy o tym, że oni mają, mają... nawet nie
potrafią ukryć swoich świństw. Że są na tyle nieprofesjonalni. Zarozumiali,
próżni. Przecież pan Pruszyński, taki Pruszyński - generał, to gadał na nas
Rosjanom - no.
A.M.: Czy ja do dobrze teraz mó...
A.G.: ... dobrze...
A.M.: ... mówię, to był ten, który był przez jakiś czas w NIK-u?
A.G.: Nie, nie. To był wiceszefem UOP-u.
A.M.: On był wiceszefem UOP-u?...
A.G.: ... tak tak...
A.M.: ... przy kim?...
A.G.: teraz był przy tym...
A.M.: on był wiceszefem UOP-u przy Barcikowskim?
A.G.: Tak. A tamten to się nazywa Sztarawarski, inaczej.
A.M.: Nie Szarawarski, to jest ten od...
A.G.: tak. Inaczej, też... wielki taki, jak... i też naprawdę pisał i powtarzał
- walczyli. Prawdę interpretowali, oczywistą prawdę. Kłamali. Po co oni to
robili? Przecież za co... za co ja tą mapę dostałem? Na przeprosiny, no.
A.M.: No wie pan, ale jeżeli, jeżeli... Wie pan - ja tych papierów nie nie
widziałem. Ja...
(...)
A.G.: Natomiast teraz niedawno jeden z jego kolegów się ujawnił. On przyszedł i
mówi, że chętnie będzie współpracował ze mnąÉ Ale teraz znowu sprawa przycichła,
bo Naimski nie kolega, a Naimski rządzi energetyką i w ogóle ch... wie, o co
chodzi już teraz.
A.M.: ... bardzo inteligentny.
A.G.: Ale...
A.M.: ... i absolutnie...
A.G.: ... nie chcą wariata, mu zaufali - no. Oni mają swoją mądrość, mają - no.
A.M.: Powiedzą zręczny, sprytny albo głupi.
A.G.: No wiesz.
A.M.: A już na energetyce to oni się znają tak jak ja, czyli w ogóle.
A.G.: No ale, tylko że Naimski się też nie zna.
A.M.: Na czym się zna Naimski, to ja po prostu nie wiem. Nie wiem po prostu.
A.G.: On bardzo eksponuje swoją nienawiść i niechęć, nienawiść do Rosji, ale
wszystko, co robi, jest na korzyść Rosji. Naprawdę.
A.M.: MÉ można pie..a dostać - no. Jak się...
A.G.: Bo to, że nie ma Bernau - Szczecin, to teraz my jesteśmy bezradni jak
dzieci. I teraz jak nam będą ucinać albo łaskawie dodawać, to razem z... i to
jest to, czego myśmy chcieli uniknąć.
A.M.: Myśmy to znaczy kto?
A.G.: Bartimpex na przykład, który był bardzo czynny... w polityce gazowej...
A.M.: ... ale oprócz pana...
A.G.: ... moi koledzy, no.
A.M.: Rozumiem.
A.G.: Dużo osób ze mną, fachowców, profesorów... to je
(...)
Adam Michnik: Nie, no ja wtedy była mowa o czym innym w ogóle. Wtedy była mowa o
tym, że jak pan mi da kwity, to to ja opublikuję to, no. O tym żeśmy...
Aleksander Gudzowaty: ...nie, to to nie. Mówiliśmy o tym, że pan... mówiliśmy o
tym, że pan mi da swoje... Prowadziłem rozmowę z panem... pana o tym, co było
powodem tej agresji „Gazety Wyborczej”. To pan mi powiedział, że pan dostał
inspiracje od jakiegoś tam oficera tam z kontrwywiadu czy wywiadu. I to
wszystko. Natomiast w sytuacji, kiedy by się okazało, że jest śledztwo w sprawie
mojego zabójstwa, które przebiega w ten sposób, że...
A.M.: ... pan chyba sobie nie wyobraża, że...
(...)
A.M.: ... że ja powiem w sądzie, kto mnie inspirował. To tajemnica dziennikarska
jest - prawda. Ja panu powiedziałem...
(...)
A.M.: ... nie... Ja panu powiem - być może ja wtedy byłem nieprecyzyjny...
A.G.: ... ale potem mi pan to sprecyzował drugi raz... Ja pana traktuję jako
człowieka z wielką klasą...
A.M.: ... ja panu precyzyjnie powiem, że myśmy do dostali przeciek i to nie ja
osobiście z kół, do których istniało domniemanie, że są związane ze służbami
stricte w sprawie światłowodu. O tym była mowa. I ja nie bardzo wiem, jak ja
miałbym...
(...)
A.G.: ... to niech pan posłucha. Ja ja pana wprowadzę w sytuację. To śledztwo
trwa już kilka miesięcy. Okazało się, że była - ze świadków już wynika - że była
agresja przeciwko nam i że one kojarzą się ze służbami, także. I to jest banda.
To co ja mówiłem o loży minus pięć to jest pełna prawda. Politycy, służby i ktoś
jeszcze. I pan jako prawy człowiek jest zainteresowany zwalczaniem tego,
przecież pan sam pan powiedział przed chwilą przy... że pan... a oni przecież
fałszowali na nasz temat.
A.M.: Tak, tak. Tylko że...
A.G.: ... Jak pan nie może podać nazwiska, to trudno. Ale ja myślę, że pan może
podać nazwisko...
A.M.: ... nie mogę...
A.G.: Ale co... no to...
A.M.: ... proszę pana...
A.G.: ... na sto punktów straci pan u mnie jeden - no.
A.M.: Ma pan to... Panie Aleksandrze - niech pan zrozumie, że każda profesja ma
swoją specyfikę - prawda? I specyfiką...
A.G.: Oj, kochany panie redaktorze... dwieście trzydzieści sześć razy.... dalej
nieprawdę. To co? Tylko to. Wiadomo wszystkim, publiczną tajemnicą warszawską
jest, że Kublik (?) - że tak powiem - nie pisze wyłącznie z woli dziennikarskiej.
A.M.: ...
A.G.: ... no dwieście trzydzieści sześć razy...
A.M.: ... to niech Kublika przesłuchają. Ja na ten temat nie mam... ale on...
A.G.: ... no ale to niech pan przesłucha Kublika. Kto mu kazał?
A.M.: .. Z samym Kublikiem na ten temat rozmawiałem. Mówi, mi powiedział, że
prawda, że o tobie wie z informacji...
A.G.: ... i on panu mówił prawdę - tak?...
A.M.: ... prawdopodobnie jest tak, że on się wstydził mi powiedzieć, że on to
dostał z przecieku. Że Kublik...
(...)
A.M.: ... Wtedy myśmy uważali...
A.G.: ... ale nie mogliście, bo to jest... wystarczyło do aktu notarialnego sięgnąć.
A.M.: Można powiedzieć, że myśmy nie dopełnili dziennikarskiej...
A.G.: ... dwieście trzydzieści sześć razy? Pan w to uwierzył, a pan na pewno nie.
A.M.: Nie, ja w to wierzę, absolutnie...
A.G.: ... nie, no no panie redaktorze...
A.M.: ... na maksa...
A.G.: ... kochany, no. My tak się zagubiliśmy w tym braku klasy, że...
A.M.: ... to niech pan, k..., przeczyta, cośmy pisali o Prokomie - no!
A.G.: A co mnie to obchodzi, k...!...
A.M.: ... a jak jak jak pana nie obchodzi...
A.G.: ... ja o Prokomie to i może pisaliście prawdę, a o mnie kłamaliście.
(...)
A.G.: ... bezpieka puściła te nieprawdziwe informacje. Oczywiście pański
ulubieniec - pan Kublik - miał rację, mówiąc o tym, żeby się nie przekonywać
do... bo przez to nie ma gazu w Polsce innego. Jesteśmy już tak uzależnieni od
Rosji, że możemy robić przyjazne imperium słowiańskie, tylko że my weźmiemy na
te parę... niżej... wyżej. Bo już nie możemy skąd, bo nie ma jak przesłać. A
rzecz dotyczyła tylko długości odcinka jak stąd do Bronisz, do Bronisz - giełda
warzywno-owocowa jest. Jest dokładnie dwadzieścia osiem kilometrów. I temu
poświęcił pański Kublik kilkadziesiąt artykułów, mówiąc o tym, że to jest dla
Polski złe. No przecież to trzeba mieć...
A.M.: ... Nie, no to pan tak...
A.G.: ... wiej pan - ja czytam pańskie eseje, czytam pańskie rozważania o etyce.
Ja nie wierzę, że pan ze mną rozmawia serio. Że...
(...)
A.G.: ... tylko niech pan nie, niech pan... w biurze pan nie ma... Odchodzą
tamci ludzie. Niech pan się przesiądzie do innego tramwaju. No niech pan niech
pan będzie pozytywny - no...
(...)
A.M.: ... jak czegoś nie wiem, to ja zawieszam swój temat. I ja...
A.G.: ... pańskie zdrowie!
A.M.: A rzeczywiście...
A.G.: ... dobre wino?...
A.M.: ... pana zdrowie. Bardzo dobre. Świetne wino. Jak rzeczywiście
przypuszczałem, że takie miałem głębokie wewnętrzne przekonanie, że mamy tutaj
do czynienia ze zjawiskiem złym dla Polski. Mianowicie z pewną ekspansją
nieformalną prorosyjskiego lobby. Ja się chętnie zgodzę z panem, że ja myliłem
się...
(...)
A.G.: Dobre?
A.M.: Bardzo dobre.
A.G.: Jest super - no...
A.M.: ... winko doskonałe... To, że miałem stale jakieś interwencje, a to od
ludzi z SLD, a to od ludzi ze służb. Dlaczego my pana niszczymy? No to mnie
jeszcze bardziej utwierdziło...
A.G.: ... ze służb? Co pan? To oni nas zniszczyli.
A.M.: Przecież pan doskonale wie i ja wiem, że w Polsce nie ma jednych służb.
Fakty są inne, no...
A.G.: ...
A.M.: Co?
A.G.: Skąd ja mam to wiedzieć?...
A.M.: Z księżyca, z gwiazd, no.
A.G.: Z gwiazd to pan czyta. Ja czytam z papieru.
A.M.: No to z papieru... No to tak, że wie... bo gdyby były tylko jedne służby,
to Kaczyński by nie posyłał Macierewicza do WSI, żeby to wszystko rozpieprzył, no.
A.G.: Panie redaktorze, już niedługo nie będzie jak... wie pan? Tak wszyscy
ciągną w swoją stronę.
A.M.: Ja nigdzie nie ciągnę! Pan to doskona...
A.G.: ... co panu szkodzi ujawnić nazwisko łobuza?!
A.M.: Proszę pana...
(...)
A.G.: ... ale ja wiem... a sąd chce, prokurator chce to ustalić, no. Według m.
nie jest, bo oni się podobnie zachowywali. Pan uważa, że tylko pan? Z panem?
A.M.: ... Z tego co do mnie doszło, bo ze mną osobiście nikt nie rozmawiał...
jak ta historia wybuchła, mnie nie było w kraju w ogóle... do mnie zadzwonili.
To wtedy przeciekło. To jest przeciek - moim zdaniem - od faceta czy od kogoś,
kto - moim zdaniem - jest powiązany ze służbami. To jest...
A.G.: ... y...
A.M.: ... to jest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością. Ale to nie tak, że
zatrudniony w służbach. Rozumie pan.
A.G.: Bez znaczenia.
A.M.: Z punktu widzenia mojego wtedy to nie miało znaczenia. Ma pan rację.
Natomiast z punktu widzenia - no - zeznawać... Dlatego - po prostu - nie mogę,
no. Ja nie zrobię tego.
A.G.: No to powiedz pan, że pan nie może. No pańska sprawa. Pańska moralność w
ogóle, no.
A.M.: Ja powiem tak. Powiem... a tak było. Dużo... światłowodu. Uznałem, że na
tyle wiarygodne, żeby z panem zweryfikować. Po weryfikacji okazało się, że z tym
światłowodem jest tak, jak to nam powiedziano. Oczywiście więcej z panem o tym
już nie będę mówił, bo wydam się idiotą - po prostu. Dlatego, że... nie zdała se
sprawy z tego, jak bardzo te służby są poza wszystkim innym. A - przeżarte
korupcją, B - nieprofesjonalne...
(...)
A.M.: ... ja byłem człowiekiem bardzo naiwnym. Moja naiwność polegała na tym, że
w gruncie rzeczy - no dlaczego ja dałem tak d... przy sprawie Rywina? Z
naiwności. Mnie się nie mieściło w głowie, żeby coś podobnego w ogóle było
możliwe, no. Nie mieściło mi się to w głowie w ogóle...
A.G.: Czy pan wie, że ludziom w naszym wieku - pan jest trochę młodszy na
szczęście - to się już nie wierzy w naiwność?
A.M.: ... Ja wiem, wiem...
(...)
A.G.: ... ale - wie pan, to, że gazeta - prawda - prosz
Adam Michnik: Nie, no ja wtedy była mowa o czym innym w ogóle. Wtedy była mowa o
tym, że jak pan mi da kwity, to to ja opublikuję to, no. O tym żeśmy...
Aleksander Gudzowaty: ...nie, to to nie. Mówiliśmy o tym, że pan... mówiliśmy o
tym, że pan mi da swoje... Prowadziłem rozmowę z panem... pana o tym, co było
powodem tej agresji „Gazety Wyborczej”. To pan mi powiedział, że pan dostał
inspiracje od jakiegoś tam oficera tam z kontrwywiadu czy wywiadu. I to
wszystko. Natomiast w sytuacji, kiedy by się okazało, że jest śledztwo w sprawie
mojego zabójstwa, które przebiega w ten sposób, że...
A.M.: ... pan chyba sobie nie wyobraża, że...
(...)
A.M.: ... że ja powiem w sądzie, kto mnie inspirował. To tajemnica dziennikarska
jest - prawda. Ja panu powiedziałem...
(...)
A.M.: ... nie... Ja panu powiem - być może ja wtedy byłem nieprecyzyjny...
A.G.: ... ale potem mi pan to sprecyzował drugi raz... Ja pana traktuję jako
człowieka z wielką klasą...
A.M.: ... ja panu precyzyjnie powiem, że myśmy do dostali przeciek i to nie ja
osobiście z kół, do których istniało domniemanie, że są związane ze służbami
stricte w sprawie światłowodu. O tym była mowa. I ja nie bardzo wiem, jak ja
miałbym...
(...)
A.G.: ... to niech pan posłucha. Ja ja pana wprowadzę w sytuację. To śledztwo
trwa już kilka miesięcy. Okazało się, że była - ze świadków już wynika - że była
agresja przeciwko nam i że one kojarzą się ze służbami, także. I to jest banda.
To co ja mówiłem o loży minus pięć to jest pełna prawda. Politycy, służby i ktoś
jeszcze. I pan jako prawy człowiek jest zainteresowany zwalczaniem tego,
przecież pan sam pan powiedział przed chwilą przy... że pan... a oni przecież
fałszowali na nasz temat.
A.M.: Tak, tak. Tylko że...
A.G.: ... Jak pan nie może podać nazwiska, to trudno. Ale ja myślę, że pan może
podać nazwisko...
A.M.: ... nie mogę...
A.G.: Ale co... no to...
A.M.: ... proszę pana...
A.G.: ... na sto punktów straci pan u mnie jeden - no.
A.M.: Ma pan to... Panie Aleksandrze - niech pan zrozumie, że każda profesja ma
swoją specyfikę - prawda? I specyfiką...
A.G.: Oj, kochany panie redaktorze... dwieście trzydzieści sześć razy.... dalej
nieprawdę. To co? Tylko to. Wiadomo wszystkim, publiczną tajemnicą warszawską
jest, że Kublik (?) - że tak powiem - nie pisze wyłącznie z woli dziennikarskiej.
A.M.: ...
A.G.: ... no dwieście trzydzieści sześć razy...
A.M.: ... to niech Kublika przesłuchają. Ja na ten temat nie mam... ale on...
A.G.: ... no ale to niech pan przesłucha Kublika. Kto mu kazał?
A.M.: .. Z samym Kublikiem na ten temat rozmawiałem. Mówi, mi powiedział, że
prawda, że o tobie wie z informacji...
A.G.: ... i on panu mówił prawdę - tak?...
A.M.: ... prawdopodobnie jest tak, że on się wstydził mi powiedzieć, że on to
dostał z przecieku. Że Kublik...
(...)
A.M.: ... Wtedy myśmy uważali...
A.G.: ... ale nie mogliście, bo to jest... wystarczyło do aktu notarialnego sięgnąć.
A.M.: Można powiedzieć, że myśmy nie dopełnili dziennikarskiej...
A.G.: ... dwieście trzydzieści sześć razy? Pan w to uwierzył, a pan na pewno nie.
A.M.: Nie, ja w to wierzę, absolutnie...
A.G.: ... nie, no no panie redaktorze...
A.M.: ... na maksa...
A.G.: ... kochany, no. My tak się zagubiliśmy w tym braku klasy, że...
A.M.: ... to niech pan, k..., przeczyta, cośmy pisali o Prokomie - no!
A.G.: A co mnie to obchodzi, k...!...
A.M.: ... a jak jak jak pana nie obchodzi...
A.G.: ... ja o Prokomie to i może pisaliście prawdę, a o mnie kłamaliście.
(...)
A.G.: ... bezpieka puściła te nieprawdziwe informacje. Oczywiście pański
ulubieniec - pan Kublik - miał rację, mówiąc o tym, żeby się nie przekonywać
do... bo przez to nie ma gazu w Polsce innego. Jesteśmy już tak uzależnieni od
Rosji, że możemy robić przyjazne imperium słowiańskie, tylko że my weźmiemy na
te parę... niżej... wyżej. Bo już nie możemy skąd, bo nie ma jak przesłać. A
rzecz dotyczyła tylko długości odcinka jak stąd do Bronisz, do Bronisz - giełda
warzywno-owocowa jest. Jest dokładnie dwadzieścia osiem kilometrów. I temu
poświęcił pański Kublik kilkadziesiąt artykułów, mówiąc o tym, że to jest dla
Polski złe. No przecież to trzeba mieć...
A.M.: ... Nie, no to pan tak...
A.G.: ... wiej pan - ja czytam pańskie eseje, czytam pańskie rozważania o etyce.
Ja nie wierzę, że pan ze mną rozmawia serio. Że...
(...)
A.G.: ... tylko niech pan nie, niech pan... w biurze pan nie ma... Odchodzą
tamci ludzie. Niech pan się przesiądzie do innego tramwaju. No niech pan niech
pan będzie pozytywny - no...
(...)
A.M.: ... jak czegoś nie wiem, to ja zawieszam swój temat. I ja...
A.G.: ... pańskie zdrowie!
A.M.: A rzeczywiście...
A.G.: ... dobre wino?...
A.M.: ... pana zdrowie. Bardzo dobre. Świetne wino. Jak rzeczywiście
przypuszczałem, że takie miałem głębokie wewnętrzne przekonanie, że mamy tutaj
do czynienia ze zjawiskiem złym dla Polski. Mianowicie z pewną ekspansją
nieformalną prorosyjskiego lobby. Ja się chętnie zgodzę z panem, że ja myliłem
się...
(...)
A.G.: Dobre?
A.M.: Bardzo dobre.
A.G.: Jest super - no...
A.M.: ... winko doskonałe... To, że miałem stale jakieś interwencje, a to od
ludzi z SLD, a to od ludzi ze służb. Dlaczego my pana niszczymy? No to mnie
jeszcze bardziej utwierdziło...
A.G.: ... ze służb? Co pan? To oni nas zniszczyli.
A.M.: Przecież pan doskonale wie i ja wiem, że w Polsce nie ma jednych służb.
Fakty są inne, no...
A.G.: ...
A.M.: Co?
A.G.: Skąd ja mam to wiedzieć?...
A.M.: Z księżyca, z gwiazd, no.
A.G.: Z gwiazd to pan czyta. Ja czytam z papieru.
A.M.: No to z papieru... No to tak, że wie... bo gdyby były tylko jedne służby,
to Kaczyński by nie posyłał Macierewicza do WSI, żeby to wszystko rozpieprzył, no.
A.G.: Panie redaktorze, już niedługo nie będzie jak... wie pan? Tak wszyscy
ciągną w swoją stronę.
A.M.: Ja nigdzie nie ciągnę! Pan to doskona...
A.G.: ... co panu szkodzi ujawnić nazwisko łobuza?!
A.M.: Proszę pana...
(...)
A.G.: ... ale ja wiem... a sąd chce, prokurator chce to ustalić, no. Według m.
nie jest, bo oni się podobnie zachowywali. Pan uważa, że tylko pan? Z panem?
A.M.: ... Z tego co do mnie doszło, bo ze mną osobiście nikt nie rozmawiał...
jak ta historia wybuchła, mnie nie było w kraju w ogóle... do mnie zadzwonili.
To wtedy przeciekło. To jest przeciek - moim zdaniem - od faceta czy od kogoś,
kto - moim zdaniem - jest powiązany ze służbami. To jest...
A.G.: ... y...
A.M.: ... to jest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością. Ale to nie tak, że
zatrudniony w służbach. Rozumie pan.
A.G.: Bez znaczenia.
A.M.: Z punktu widzenia mojego wtedy to nie miało znaczenia. Ma pan rację.
Natomiast z punktu widzenia - no - zeznawać... Dlatego - po prostu - nie mogę,
no. Ja nie zrobię tego.
A.G.: No to powiedz pan, że pan nie może. No pańska sprawa. Pańska moralność w
ogóle, no.
A.M.: Ja powiem tak. Powiem... a tak było. Dużo... światłowodu. Uznałem, że na
tyle wiarygodne, żeby z panem zweryfikować. Po weryfikacji okazało się, że z tym
światłowodem jest tak, jak to nam powiedziano. Oczywiście więcej z panem o tym
już nie będę mówił, bo wydam się idiotą - po prostu. Dlatego, że... nie zdała se
sprawy z tego, jak bardzo te służby są poza wszystkim innym. A - przeżarte
korupcją, B - nieprofesjonalne...
(...)
A.M.: ... ja byłem człowiekiem bardzo naiwnym. Moja naiwność polegała na tym, że
w gruncie rzeczy - no dlaczego ja dałem tak d... przy sprawie Rywina? Z
naiwności. Mnie się nie mieściło w głowie, żeby coś podobnego w ogóle było
możliwe, no. Nie mieściło mi się to w głowie w ogóle...
A.G.: Czy pan wie, że ludziom w naszym wieku - pan jest trochę młodszy na
szczęście - to się już nie wierzy w naiwność?
A.M.: ... Ja wiem, wiem...
(...)
A.G.: ... ale - wie pan, to, że gazeta - prawda - prosz
SONDAŻ
Co sądzisz o Boracie?
47%
Jest świetny, uwielbiam go (1628)
21%
Niektóre żarty ma udane, inne do bani (726)
20%
Pierwszy raz słyszę o tej postaci (690)
11%
To błazen, robi z siebie durnia (389)
Liczba oddanych głosów: 3433
blogfm.blox.pl/2006/11/Kim-jest-Borat-Sagdiyev.html
Co sądzisz o Boracie?
47%
Jest świetny, uwielbiam go (1628)
21%
Niektóre żarty ma udane, inne do bani (726)
20%
Pierwszy raz słyszę o tej postaci (690)
11%
To błazen, robi z siebie durnia (389)
Liczba oddanych głosów: 3433
blogfm.blox.pl/2006/11/Kim-jest-Borat-Sagdiyev.html
"W glowie sie nie miesci, ale tyle rzeczy sie w glowie nie miesci, a jednak
istnieja w rzeczywistosci. Na przyklad, no, na przyklad taki syn jak ja, ktory w
ogole nie znal swojego ojca! Przez wiele lat, za wiele!, widywalem go prawie
codziennie, ale prawdy o nim nie znam. Wszystko, co o sobie powiedzial okazalo
sie byc zwykla blaga...A moze...Nie, w ogole nie chce o tym myslec! Wie pan,
spotkalem kiedys pewnego Zyda w Londynie i ten, poniewaz chcialem sie zatrudnic
w jego fabryczce, zaczal od pytania czy nie znam przypadkiem Karola Kahana,
ktorego on mial ÓprzyjemnoscÓ (cedzil to slowo z godzine) poznac zaraz po
wojnie. Czy znam? Oj, znam, znam - odpowiedzialem. To moj ojciec. Londynski
polski Zyd popatrzyl na mnie z niedowierzaniem. A idz pan do diabla! -
powiedzial. Twoj (Zydzi maja ten zwyczaj, ze jak z innym Zydem, zaraz zaczynaja
tykac) ojciec? To ci powiem, drogi przyjacielu, twoj tata to byl kawal
sku..syna! Tak powiedzial i jeszcze jakis czas delektowal sie tym juz pewnie
dawno nie uzytym slowem. Skur...? Moj tata? Skad! Wszyscy, kogo bym nie spotkal,
twierdza, ze takiego Karolka ze swieca szukac! Dobry dla wszystkich, nawet dla
zwierzat, choc jego zona, chcialem powiedziec: moja matka, w ogole nie uznawala
prawa zwierzat do zycia. Byla ze wsi, to wszystko tlumaczy! Musi sie pan mylic,
powiedzialem fabrykantowi maczki rybnej w Londynie. To, co mi pan tu mowi po
prostu sie nie zgadza z osadami ludzi o niezwyklych wrecz IQ, nie mowiac o
szczeblach kariery. Ale mowie przeciez - powiedzial ciut rozezlony
Zyd-wyzyskiwacz mas pracujacych - absolutnie pewna sprawa: Twoj tata tu namawial
nas do powrotu, rozposcierajac (tak powiedzial!) przed nami wizje najwiekszej
szczesliwosci jaka nas miala spotkac natychmiast po powrocie na lono ojczyzny!
Ojczyzny! I to z taaaakim nazwiskiem! Kahan to przeciez Cohen, a tu taki
kochenita z legitymacja partyjna...Odeslalem go do wszystkich diablow. Tak ze
pan rozumie - nasza rozmowa byla krotka, z pracy nici, a zreszta smrod tam byl
tak straszny, ze i gdyby mnie chcial...ale o czym tu mowic. Uczestniczylem
jeszcze w paru podobnych scenach, ale najlepsza mialem z Jakubem Swiecickim, w
latach kiedy jeszcze nie byl specjalisto od ChRL (pan zna te skroty?), ale
bronil polskich chlopo-robotnikow. Kiedys Heine-Jakub (Heine bo po Heine, hehe)
zaczal do mnie (po jednej wodce! rzecz u Polakow nie spotykana) krzyczec, zebym
nie medrkowal, bo moj tata skakal na spadochronie z Marianem Buczkiem z terenow
ZSRR. Troche oponowalem, ale niezbyt zuchwale, bo Jakub mial znajomosci po
prostu wszedzie, a ja bylem wtedy na etapie podlizywania sie roznym takim, ze
znajomosciami doslownie po jednej i dugiej stronie barykady. Ten Jakub, jak
zreszta i wszyscy inni tzw.swiatli, liberalni Polacy, juz po pierwszej wodce
odstawia caly swoj wymeczony liberalizm za okno i zaczyna do mnie o Zydach w
prochowcach i ze spadochronami pod pacha. Buczek, powiada, co to za nazwisko!
Jakies pseudo partyjne czy cos w tym guscie. Nie mowiac o Kahanie. No, mowie,
Kahan to prawdziwe nazwisko! Prawdziwszego ze swieczka szukac! Jak na
orientaliste jestes slabo poinformowany, mowiem Heinemu. E, tam! macha reka, ale
macha zbyt zamaszyscie i straca ze stolu butelke, ktora z hukiem godnym jakiej
Katiuszy, rozpada sie na drobne kawalki na swiezo polozonej marmurowej podlodze
spoldzielczego mieszkania."
istnieja w rzeczywistosci. Na przyklad, no, na przyklad taki syn jak ja, ktory w
ogole nie znal swojego ojca! Przez wiele lat, za wiele!, widywalem go prawie
codziennie, ale prawdy o nim nie znam. Wszystko, co o sobie powiedzial okazalo
sie byc zwykla blaga...A moze...Nie, w ogole nie chce o tym myslec! Wie pan,
spotkalem kiedys pewnego Zyda w Londynie i ten, poniewaz chcialem sie zatrudnic
w jego fabryczce, zaczal od pytania czy nie znam przypadkiem Karola Kahana,
ktorego on mial ÓprzyjemnoscÓ (cedzil to slowo z godzine) poznac zaraz po
wojnie. Czy znam? Oj, znam, znam - odpowiedzialem. To moj ojciec. Londynski
polski Zyd popatrzyl na mnie z niedowierzaniem. A idz pan do diabla! -
powiedzial. Twoj (Zydzi maja ten zwyczaj, ze jak z innym Zydem, zaraz zaczynaja
tykac) ojciec? To ci powiem, drogi przyjacielu, twoj tata to byl kawal
sku..syna! Tak powiedzial i jeszcze jakis czas delektowal sie tym juz pewnie
dawno nie uzytym slowem. Skur...? Moj tata? Skad! Wszyscy, kogo bym nie spotkal,
twierdza, ze takiego Karolka ze swieca szukac! Dobry dla wszystkich, nawet dla
zwierzat, choc jego zona, chcialem powiedziec: moja matka, w ogole nie uznawala
prawa zwierzat do zycia. Byla ze wsi, to wszystko tlumaczy! Musi sie pan mylic,
powiedzialem fabrykantowi maczki rybnej w Londynie. To, co mi pan tu mowi po
prostu sie nie zgadza z osadami ludzi o niezwyklych wrecz IQ, nie mowiac o
szczeblach kariery. Ale mowie przeciez - powiedzial ciut rozezlony
Zyd-wyzyskiwacz mas pracujacych - absolutnie pewna sprawa: Twoj tata tu namawial
nas do powrotu, rozposcierajac (tak powiedzial!) przed nami wizje najwiekszej
szczesliwosci jaka nas miala spotkac natychmiast po powrocie na lono ojczyzny!
Ojczyzny! I to z taaaakim nazwiskiem! Kahan to przeciez Cohen, a tu taki
kochenita z legitymacja partyjna...Odeslalem go do wszystkich diablow. Tak ze
pan rozumie - nasza rozmowa byla krotka, z pracy nici, a zreszta smrod tam byl
tak straszny, ze i gdyby mnie chcial...ale o czym tu mowic. Uczestniczylem
jeszcze w paru podobnych scenach, ale najlepsza mialem z Jakubem Swiecickim, w
latach kiedy jeszcze nie byl specjalisto od ChRL (pan zna te skroty?), ale
bronil polskich chlopo-robotnikow. Kiedys Heine-Jakub (Heine bo po Heine, hehe)
zaczal do mnie (po jednej wodce! rzecz u Polakow nie spotykana) krzyczec, zebym
nie medrkowal, bo moj tata skakal na spadochronie z Marianem Buczkiem z terenow
ZSRR. Troche oponowalem, ale niezbyt zuchwale, bo Jakub mial znajomosci po
prostu wszedzie, a ja bylem wtedy na etapie podlizywania sie roznym takim, ze
znajomosciami doslownie po jednej i dugiej stronie barykady. Ten Jakub, jak
zreszta i wszyscy inni tzw.swiatli, liberalni Polacy, juz po pierwszej wodce
odstawia caly swoj wymeczony liberalizm za okno i zaczyna do mnie o Zydach w
prochowcach i ze spadochronami pod pacha. Buczek, powiada, co to za nazwisko!
Jakies pseudo partyjne czy cos w tym guscie. Nie mowiac o Kahanie. No, mowie,
Kahan to prawdziwe nazwisko! Prawdziwszego ze swieczka szukac! Jak na
orientaliste jestes slabo poinformowany, mowiem Heinemu. E, tam! macha reka, ale
macha zbyt zamaszyscie i straca ze stolu butelke, ktora z hukiem godnym jakiej
Katiuszy, rozpada sie na drobne kawalki na swiezo polozonej marmurowej podlodze
spoldzielczego mieszkania."
"Ile zapalu ja, pietnastoletni, wkladalem w powtarzanie objawionych prawd mojego
ojca w rozmowach z moimi znajomymi i przyjaciolmi. Nie wszyscy sluchali mnie
uwaznie, tak uwaznie, jak bym chcial; tych pietnowalem jako
kontrrewolucjonistow. Nie kochac Che, nie chwalic Fidela, po prostu nie miescilo
mi sie w glowie! Tacy bylismy. Do glowy nam nie przyszlo, ze Cuba libra bedzie
juz niedlugo rownie zdewastowana i skorumpowana, jak my sami. A zreszta nie
myslelismy, ze bylismy zdewastowani i skorumpowani."
MY?
You are totally crazy!
<1u©z>
z te0rii k0d0w
z te0rii k0d0w
kontakt
skype:dajczgewand
sms:+46736191977
skype:dajczgewand
sms:+46736191977
> Zdopingowalas mnie i nie czekajac na godziny urzedowe wyslalem czesc tekstow do
> znanego mi redaktora gazety,ktora nie jest nieznana obojgu paranoikom.
To juz bylo, i to w duzych ilosciach, bo co jak co, ale od donosow to ty jestes
specjalista, nonie? Mniejsza, czy my ta gazete znamy czy nie, wazne, czy ciebie
tam znaja. Jesli tak, to twoj utwor trafi tam gdzie i poprzednie, czyli do
kosza. Czyli z duzej chmury maly deszcz, a wlasciwie nawet nie mzawka. Poza tym
gdzie ten poziew, co ci Ewunia radzi? Ona cie zacheca, zebys koniecznie wytoczyl
poziew osobie oskarzajacej twego ojca o streczycielstwo. Bardzo bym chciala
zobaczyc jak wytaczasz poziew przeciwko sobie. Wytocz rowniez poziew osobie
oskarzajacej twoja siostre o prostytucje oraz uprawianie z toba kazirodczego
seksu. Chetnie przyjde popatrzec;)
--
terra
toolbar
> znanego mi redaktora gazety,ktora nie jest nieznana obojgu paranoikom.
To juz bylo, i to w duzych ilosciach, bo co jak co, ale od donosow to ty jestes
specjalista, nonie? Mniejsza, czy my ta gazete znamy czy nie, wazne, czy ciebie
tam znaja. Jesli tak, to twoj utwor trafi tam gdzie i poprzednie, czyli do
kosza. Czyli z duzej chmury maly deszcz, a wlasciwie nawet nie mzawka. Poza tym
gdzie ten poziew, co ci Ewunia radzi? Ona cie zacheca, zebys koniecznie wytoczyl
poziew osobie oskarzajacej twego ojca o streczycielstwo. Bardzo bym chciala
zobaczyc jak wytaczasz poziew przeciwko sobie. Wytocz rowniez poziew osobie
oskarzajacej twoja siostre o prostytucje oraz uprawianie z toba kazirodczego
seksu. Chetnie przyjde popatrzec;)
--
terra
toolbar
Ewa8a napisala:
>Pozarski – bardzo się dziwię, że tak spokojnie znosisz te kolejne świństwa.
Wyobrażasz sobie jakie larum by podniosła ta paranoiczka, gdyby ktos napisał,
że jej ojciec kogoś stręczył ? Nie wiem, czy dobrze robisz tolerując te
>wybryki, bo brak reakcji tylko ją jak widać rozzuchwala.
Zdopingowalas mnie i nie czekajac na godziny urzedowe wyslalem czesc tekstow do
znanego mi redaktora gazety,ktora nie jest nieznana obojgu paranoikom.
>Pozarski – bardzo się dziwię, że tak spokojnie znosisz te kolejne świństwa.
Wyobrażasz sobie jakie larum by podniosła ta paranoiczka, gdyby ktos napisał,
że jej ojciec kogoś stręczył ? Nie wiem, czy dobrze robisz tolerując te
>wybryki, bo brak reakcji tylko ją jak widać rozzuchwala.
Zdopingowalas mnie i nie czekajac na godziny urzedowe wyslalem czesc tekstow do
znanego mi redaktora gazety,ktora nie jest nieznana obojgu paranoikom.
Droga Ewo.Jutro,a wlasciwie dziasiaj,poniedzialek i wlasnie mam zamiar
reagowac.Chyba nie myslisz,ze bede tej chorej paskudnicy odpowiadal tutaj?
reagowac.Chyba nie myslisz,ze bede tej chorej paskudnicy odpowiadal tutaj?
A to z kolei calkiem calkiem. Pewnie dlatego, ze tu studiuje glebie wlasnej
nienawisci, a nie "zalatwia wrogow" donosami z powodu nienawisci go
przepelniajacej. Drf swietnie dobrales te fragmenty, o tytule nie wspominajac.
Niezle sie czyta. Spelniles zapotrzebowanie Aurory na swiadectwo epoki jezykiem
symbolicznym ;)
--
terra
toolbar
nienawisci, a nie "zalatwia wrogow" donosami z powodu nienawisci go
przepelniajacej. Drf swietnie dobrales te fragmenty, o tytule nie wspominajac.
Niezle sie czyta. Spelniles zapotrzebowanie Aurory na swiadectwo epoki jezykiem
symbolicznym ;)
--
terra
toolbar
Slysze jakies wystrzaly, a po chwili kobieta mowi, zebym wylaczyl radio. Dopiero
wtedy zauwazam, ze na stole stoi radio. Proboje zgasic, ale radio nie cichnie.
Wyciagam sznur z kontaktu - gra dalej. Zaczynam sie denerwowac. Kobieta mnie
ponagla. Rozkrecam tylna scianke i zaczynam wyjmowac lampy. Nic nie pomaga.
Kiedy w radiu nie ma juz nic poza jakims bakielitowym odpryskiem i paroma
srubkami, jeszcze slychac jakas melodie.
Obudzilem sie o 6 rano. Snila mi sie matka. Stara, w niebieskim stroju w czarne
kwiaty. Ogladala jakies papiery. W jednym z nich dojrzalem nieprzyjemne zdanie o
mnie, ale kiedy wzialem kartke do reki, zobaczylem, ze tam jest o Miltonach,
ktorzy pisza, po czesku!, ze sa w jakims vyzkumnym ustavie w trznim Anglicku,
ale jakos sie ustawiaja, bo Anglicy, mimo ekonomi rynkowej, sa bardzo mili.
Odlozylem te kartke; matka patrzyla na mnie tym swoim spojrzeniem, ktorym mnie
przesladuje od dziecinstwa. Nagle zrozumialem glebie mojej nienawisci.
Dwoch Polakow mieszkajacych za miastem na ulicy Walow (albo na Walach). Bylismy
w jakiejs knajpie, chyba przez nas arendowanej. Byla tam jeszcze jakas
dziewczyna. Bylo goraco i duszno; ociekalismy potem. Dziewczyna siedziala przy
kasie. W pewnym momencie jeden z tych facetow mowi:"No to sie rozliczymy" i
wyciaga z kasy pieniadze. Daje nam po piecset; dziewczynie dostaje mase
drobnych. "Dlaczego ja dostaje najmniej?" pyta oburzona. "Bo bylas ostatnia,"
odpowiada jeden z nich. Potem zapisuje ich adresy, a jeden z nich
mowi:"Mieszkasz na Mokotowie, wiec mozemy jechac tym samym autobusem." Schodzimy
na dol do szosy (jak trasa lazienkowska) i stajemy w kolejce. Przyjezdza
autobus, wszyscy pchaja sie do wejscia, to taki regularny szturm i ja oczywiscie
nie wchodze.Nagle widze otwarte (i puste) drzwi srodkowe.Wchodze do srodka i w
tym momencie wszyscy pasazerowie sycza:"Tedy nie wolno!" Wreszcie autobus rusza.
Stoje miedzy para siedzen, gdzie czterch pasazerow siedzi naprzeciw siebie,
trzymajac sie rury biegnacej wzdluz sufitu. Siedza tam trzy stare kobiety, takie
typowe polskie gospodynie (z moich czasow!) z przewalajacym sie tluszczem
wylewajacym sie spod fartucho-spodnic. W pewnym momencie czuje, ze juz dluzej
nie wytrzymam stania i siadam na wolnym miejscu. "No, co pan? Tak nie wolno! To
jest zabronione! Jakbys pan byl zupelnie nietutejszy!" W pewnym momencie stoje
wewnatrz jakiegos kolosalnego gmachu i tam natykam sie na E. Ona zbiega po
schodach, ja ledwie ide. Mam poczucie vertigo, boje sie, ze sie zaraz te schody
zawala. "Daj, potrzymam ci torbe," mowi E. Odmawiam."Nie, mozemy sie tu
zgubic. Mam tam manuskrypt.""Zaczales pisac po polsku?" "Nie, nie,"
odpowiadam."Tlumacze. Moze wtedy dostane stypendium!" (Zupelnie przypadkowo
dowiedzialem sie, ze w gettcie warszawskim byla ulica Walowa.)
Stoje w kolejce po wize. Jest dosc dluga, a samolot odlatuje za trzy godziny.
Zastanawiam sie jaki jest sens tego stania. W reku trzymam wielka biala koperte.
Wlasciwie sa dwie kolejki. W jednej cudzoziemcy (w rozumieniu Polakow); w
drugiej Polacy. Obserwuje, co sie dzieje w tej drugiej. Widze dziewczyne z
otwartym portfelem wypchanym dolarami, ktora mowi do pracowniczki konsulatu:
"Teraz nas juz szanujecie po tych zmianach!" Na co tamta odpowiada:"Wie pani,
mnie tez jest z tym lepiej. Ja tez jestem cudzoziemka." Potem do tej
pracowniczki podchodzi jej maz, Szwed, ktory pochyla sie, zeby ja pocalowac i ja
w tym momencie mysle:"Lysinke ma akurat na mycke." Czekanie dluzy sie
niemilosiernie, ale wreszcie i ja podchodze do lady i w tym momencie przpominam
sobie, ze nie mam paszportu. Bardzo sie denerwuje, ale na szczescie w czesci
urzedowej pomieszczenia widze pana Luckiego. Troche mnie to dziwi, ale
wolam:"Panie Jozefie, nie dalby mi pan wizy bez paszportu, a ja to sobie juz tam
jakos zalatwie." On jednak w ogole nie zwraca na mnie uwagi; odwraca sie i
odchodzi. Za pasem ma wielkiego Colta. Po chwili podchodzi do mnie Mosiek i
mowi:"Chodz, zalatwilem dupy." Idziemy ulicami jakiego zupelnie nieznanego
miasta. Dochodzimy do jakiegos domu, w ktorym jest sklep. Mosiek mowi:"O,
cholera! Zapomnialem kluczy. Ja tu poczekam, a ty mozesz juz isc." "Jak to?"
pytam."Najpierw mnie tu ciagniesz, a potem okazuje sie, ze nie masz kluczy? Idz
do sklepu i wez te klucze!" Mosiek idzie do sklepu, ale nie moze wejsc. Co jakis
czas jednak ktos wychochodzi i wydawaloby sie, ze Mosiek moglby tam bez klopotu
wejsc. Tymczasem stoi i cierpliwie czeka az sie za wychodzacym zamkna drzwi, i
wtedy dopiero proboje wejsc. Podchodze do niego i mowie:"Ide do banku." On cos
mi odpowiada,; ja odchodze. Nagle znow jestem pod sklepem (Mosiek znikl),
naciskam klamke i drzwi otwieraja sie bez trudnosci. W sklepie jest ojciec
Moska. Kupuje jakies troche dziwne pieczywo z francuskiego ciasta. "Swietne
ciastka," mowi. "Radze wziac do Polski. Tam nic takiego pan nie uswiadczy!"
Proboje i rzeczywiscie mi smakuja. "Wezme dwadziescia," mowie."Akurat wystarczy
dla wszystkich." Nagle znow jestem z Moskiem i jeszcze paroma osobami w jakims
mieszkaniu. Pali sie tylko jedna lampka. Polmrok. Siedzimy na tapczanie; inni na
podlodze, wzdluz scian. Nic sie nie dzieje, nikt nic nie mowi. Jest cicho i martwo.
Jestem w pociagu. Czasami wysiadam i wtedy cos sie zaczyna dziac. Ktos ma
przyjechac, jakas wazna osobistosc. Czuje sie, ze to ma byc jakas nieslychana
persona; slawa miedzynarodowa. Na stacji flagi i transparenty. Budynki wokol
czarne, jakby pokryte sadza. Czy wewnatrz, czy na zewnatrz, panuje polmrok. Ten
ktos w koncu przyjezdza; okazuje sie nim byc Janek Szeminski. Na ulicy spotykam
znajomego, ktory, okazuje sie, nalezy do Komitetu Organizacyjnego. Z duma
pokazuje mi plakietke w klapie marynarki. "Wiesz? Przyjezdza Janek Szeminski!"
"So what?" pytam. Tamten macha reka i odchodzi. Wchodze do jakies slabo
oswietlonej sali. Siedzi tam grupa osob w jasnych ubraniach. Przewazaja kobiety
z okularami w zlotych oprawkach na nosie. Okulary maja bardzo male szkla. "Czy
pan nalezy do Komitetu?" pyta jedna. Kiwam glowa i mowie: "Usiade z boku." "Wiec
trzeba mu dac jakas ochrone," mowi jedna z pan:"Przeciez chyhaja na niego!"
"Ostatnio," mowi inna,"wyrzucono go z pedzacego pociagu. Na szczescie na moscie,
wiec nic mu sie nie stalo." Jeszcze inna dorzuca: "...jakies jasne mieszkanie,
bo on nie lubi ciemnosci." Wstaje i ruszam do wyjscia. Jedna z pan, bardzo
podobna do Olofa Palmego, jak u niego okulary zsuniete na czubek nosa, patrzy na
mnie i mowi: "Kim pan wlasciwie jest? Bo chyba nie z Komitetu?" Ide kilka
krokow, dochodze do schodow i tam nagle widze Janka w towarzystwie dwoch tajnych
panow. Janek w granatowych spodniach i jaskrawej koszuli w krate. Tez ma na
nosie okulary w zlotej oprawce i malymi szklami. Podchodzi do mnie i mowi:"No,
caluj w czolo!" Caluje go kilka razy; wlasciwie cmokam. Potem jestem w jakims
hallu, przy oknie, i zapalam papierosa (od trzech lat nie pale). Niedaleko stoi
jakis niski facet. Z ust zwisa mu zgasly pet. Podchodze i mowie:"Przepraszam,
czy moglbym odpalic?", a przeciez mam zapalonego papierosa; to on ma wygaslego.
Patrzy na mnie chwile, po czym odpala ode mnie. Wtedy zauwazam stojace pod
sciana klubowe fotele i sofe. Na kazdym fotelu stoi but. Meble sa czarne, ale
pobrudzone jakims wapnem czy gipsem. Na sofie - para butow. Zwyczajne czarne
polbuty, poza jednym, na sofie, ktory jest brazowy. Patrze na nie przekonany, ze
ich obecnosc jest jakims szyfrem, ktory ma mi przekazac cos bardzo waznego i ze
wszystko co nastapi zalezy od tego czy zdolam prawidlowo odczytac ten szyfr. W
pewnym momencie znow w sali, tym razem bardzo duzej. Masa bardzo elegancko
ubranych ludzi; poza mna, oczywiscie. Siedze wcisniety w jakis rog. Przede mna,
odwrocona do mnie plecami, cala moja rodzina. Ktos uderza w stol."Prosze o
cisze!" krzyczy. "Cisza!" W tym momencie widze Janka w tej kraciastej koszuli.
"Chce podziekowac wszystkim za to jasne mieszkanie
wtedy zauwazam, ze na stole stoi radio. Proboje zgasic, ale radio nie cichnie.
Wyciagam sznur z kontaktu - gra dalej. Zaczynam sie denerwowac. Kobieta mnie
ponagla. Rozkrecam tylna scianke i zaczynam wyjmowac lampy. Nic nie pomaga.
Kiedy w radiu nie ma juz nic poza jakims bakielitowym odpryskiem i paroma
srubkami, jeszcze slychac jakas melodie.
Obudzilem sie o 6 rano. Snila mi sie matka. Stara, w niebieskim stroju w czarne
kwiaty. Ogladala jakies papiery. W jednym z nich dojrzalem nieprzyjemne zdanie o
mnie, ale kiedy wzialem kartke do reki, zobaczylem, ze tam jest o Miltonach,
ktorzy pisza, po czesku!, ze sa w jakims vyzkumnym ustavie w trznim Anglicku,
ale jakos sie ustawiaja, bo Anglicy, mimo ekonomi rynkowej, sa bardzo mili.
Odlozylem te kartke; matka patrzyla na mnie tym swoim spojrzeniem, ktorym mnie
przesladuje od dziecinstwa. Nagle zrozumialem glebie mojej nienawisci.
Dwoch Polakow mieszkajacych za miastem na ulicy Walow (albo na Walach). Bylismy
w jakiejs knajpie, chyba przez nas arendowanej. Byla tam jeszcze jakas
dziewczyna. Bylo goraco i duszno; ociekalismy potem. Dziewczyna siedziala przy
kasie. W pewnym momencie jeden z tych facetow mowi:"No to sie rozliczymy" i
wyciaga z kasy pieniadze. Daje nam po piecset; dziewczynie dostaje mase
drobnych. "Dlaczego ja dostaje najmniej?" pyta oburzona. "Bo bylas ostatnia,"
odpowiada jeden z nich. Potem zapisuje ich adresy, a jeden z nich
mowi:"Mieszkasz na Mokotowie, wiec mozemy jechac tym samym autobusem." Schodzimy
na dol do szosy (jak trasa lazienkowska) i stajemy w kolejce. Przyjezdza
autobus, wszyscy pchaja sie do wejscia, to taki regularny szturm i ja oczywiscie
nie wchodze.Nagle widze otwarte (i puste) drzwi srodkowe.Wchodze do srodka i w
tym momencie wszyscy pasazerowie sycza:"Tedy nie wolno!" Wreszcie autobus rusza.
Stoje miedzy para siedzen, gdzie czterch pasazerow siedzi naprzeciw siebie,
trzymajac sie rury biegnacej wzdluz sufitu. Siedza tam trzy stare kobiety, takie
typowe polskie gospodynie (z moich czasow!) z przewalajacym sie tluszczem
wylewajacym sie spod fartucho-spodnic. W pewnym momencie czuje, ze juz dluzej
nie wytrzymam stania i siadam na wolnym miejscu. "No, co pan? Tak nie wolno! To
jest zabronione! Jakbys pan byl zupelnie nietutejszy!" W pewnym momencie stoje
wewnatrz jakiegos kolosalnego gmachu i tam natykam sie na E. Ona zbiega po
schodach, ja ledwie ide. Mam poczucie vertigo, boje sie, ze sie zaraz te schody
zawala. "Daj, potrzymam ci torbe," mowi E. Odmawiam."Nie, mozemy sie tu
zgubic. Mam tam manuskrypt.""Zaczales pisac po polsku?" "Nie, nie,"
odpowiadam."Tlumacze. Moze wtedy dostane stypendium!" (Zupelnie przypadkowo
dowiedzialem sie, ze w gettcie warszawskim byla ulica Walowa.)
Stoje w kolejce po wize. Jest dosc dluga, a samolot odlatuje za trzy godziny.
Zastanawiam sie jaki jest sens tego stania. W reku trzymam wielka biala koperte.
Wlasciwie sa dwie kolejki. W jednej cudzoziemcy (w rozumieniu Polakow); w
drugiej Polacy. Obserwuje, co sie dzieje w tej drugiej. Widze dziewczyne z
otwartym portfelem wypchanym dolarami, ktora mowi do pracowniczki konsulatu:
"Teraz nas juz szanujecie po tych zmianach!" Na co tamta odpowiada:"Wie pani,
mnie tez jest z tym lepiej. Ja tez jestem cudzoziemka." Potem do tej
pracowniczki podchodzi jej maz, Szwed, ktory pochyla sie, zeby ja pocalowac i ja
w tym momencie mysle:"Lysinke ma akurat na mycke." Czekanie dluzy sie
niemilosiernie, ale wreszcie i ja podchodze do lady i w tym momencie przpominam
sobie, ze nie mam paszportu. Bardzo sie denerwuje, ale na szczescie w czesci
urzedowej pomieszczenia widze pana Luckiego. Troche mnie to dziwi, ale
wolam:"Panie Jozefie, nie dalby mi pan wizy bez paszportu, a ja to sobie juz tam
jakos zalatwie." On jednak w ogole nie zwraca na mnie uwagi; odwraca sie i
odchodzi. Za pasem ma wielkiego Colta. Po chwili podchodzi do mnie Mosiek i
mowi:"Chodz, zalatwilem dupy." Idziemy ulicami jakiego zupelnie nieznanego
miasta. Dochodzimy do jakiegos domu, w ktorym jest sklep. Mosiek mowi:"O,
cholera! Zapomnialem kluczy. Ja tu poczekam, a ty mozesz juz isc." "Jak to?"
pytam."Najpierw mnie tu ciagniesz, a potem okazuje sie, ze nie masz kluczy? Idz
do sklepu i wez te klucze!" Mosiek idzie do sklepu, ale nie moze wejsc. Co jakis
czas jednak ktos wychochodzi i wydawaloby sie, ze Mosiek moglby tam bez klopotu
wejsc. Tymczasem stoi i cierpliwie czeka az sie za wychodzacym zamkna drzwi, i
wtedy dopiero proboje wejsc. Podchodze do niego i mowie:"Ide do banku." On cos
mi odpowiada,; ja odchodze. Nagle znow jestem pod sklepem (Mosiek znikl),
naciskam klamke i drzwi otwieraja sie bez trudnosci. W sklepie jest ojciec
Moska. Kupuje jakies troche dziwne pieczywo z francuskiego ciasta. "Swietne
ciastka," mowi. "Radze wziac do Polski. Tam nic takiego pan nie uswiadczy!"
Proboje i rzeczywiscie mi smakuja. "Wezme dwadziescia," mowie."Akurat wystarczy
dla wszystkich." Nagle znow jestem z Moskiem i jeszcze paroma osobami w jakims
mieszkaniu. Pali sie tylko jedna lampka. Polmrok. Siedzimy na tapczanie; inni na
podlodze, wzdluz scian. Nic sie nie dzieje, nikt nic nie mowi. Jest cicho i martwo.
Jestem w pociagu. Czasami wysiadam i wtedy cos sie zaczyna dziac. Ktos ma
przyjechac, jakas wazna osobistosc. Czuje sie, ze to ma byc jakas nieslychana
persona; slawa miedzynarodowa. Na stacji flagi i transparenty. Budynki wokol
czarne, jakby pokryte sadza. Czy wewnatrz, czy na zewnatrz, panuje polmrok. Ten
ktos w koncu przyjezdza; okazuje sie nim byc Janek Szeminski. Na ulicy spotykam
znajomego, ktory, okazuje sie, nalezy do Komitetu Organizacyjnego. Z duma
pokazuje mi plakietke w klapie marynarki. "Wiesz? Przyjezdza Janek Szeminski!"
"So what?" pytam. Tamten macha reka i odchodzi. Wchodze do jakies slabo
oswietlonej sali. Siedzi tam grupa osob w jasnych ubraniach. Przewazaja kobiety
z okularami w zlotych oprawkach na nosie. Okulary maja bardzo male szkla. "Czy
pan nalezy do Komitetu?" pyta jedna. Kiwam glowa i mowie: "Usiade z boku." "Wiec
trzeba mu dac jakas ochrone," mowi jedna z pan:"Przeciez chyhaja na niego!"
"Ostatnio," mowi inna,"wyrzucono go z pedzacego pociagu. Na szczescie na moscie,
wiec nic mu sie nie stalo." Jeszcze inna dorzuca: "...jakies jasne mieszkanie,
bo on nie lubi ciemnosci." Wstaje i ruszam do wyjscia. Jedna z pan, bardzo
podobna do Olofa Palmego, jak u niego okulary zsuniete na czubek nosa, patrzy na
mnie i mowi: "Kim pan wlasciwie jest? Bo chyba nie z Komitetu?" Ide kilka
krokow, dochodze do schodow i tam nagle widze Janka w towarzystwie dwoch tajnych
panow. Janek w granatowych spodniach i jaskrawej koszuli w krate. Tez ma na
nosie okulary w zlotej oprawce i malymi szklami. Podchodzi do mnie i mowi:"No,
caluj w czolo!" Caluje go kilka razy; wlasciwie cmokam. Potem jestem w jakims
hallu, przy oknie, i zapalam papierosa (od trzech lat nie pale). Niedaleko stoi
jakis niski facet. Z ust zwisa mu zgasly pet. Podchodze i mowie:"Przepraszam,
czy moglbym odpalic?", a przeciez mam zapalonego papierosa; to on ma wygaslego.
Patrzy na mnie chwile, po czym odpala ode mnie. Wtedy zauwazam stojace pod
sciana klubowe fotele i sofe. Na kazdym fotelu stoi but. Meble sa czarne, ale
pobrudzone jakims wapnem czy gipsem. Na sofie - para butow. Zwyczajne czarne
polbuty, poza jednym, na sofie, ktory jest brazowy. Patrze na nie przekonany, ze
ich obecnosc jest jakims szyfrem, ktory ma mi przekazac cos bardzo waznego i ze
wszystko co nastapi zalezy od tego czy zdolam prawidlowo odczytac ten szyfr. W
pewnym momencie znow w sali, tym razem bardzo duzej. Masa bardzo elegancko
ubranych ludzi; poza mna, oczywiscie. Siedze wcisniety w jakis rog. Przede mna,
odwrocona do mnie plecami, cala moja rodzina. Ktos uderza w stol."Prosze o
cisze!" krzyczy. "Cisza!" W tym momencie widze Janka w tej kraciastej koszuli.
"Chce podziekowac wszystkim za to jasne mieszkanie
"Przyznam szczerze, ze nie znam zadnego z naszych swiatlych filozofow, ktory by
z rowna brutalnoscia, co ta, ktora czestowal poczynania innych filozofow poza
granicami swojej przeswietnej ojczyzny, poddal miazdzacej krytyce swoja wlasna
dzialalnosc. Raz jeden zdarzylo mi sie slyszec pewnego skrybe, kajajacego sie w
jesieni swego zycia, przed publicznoscia zlozona w przewazajacej czesci z
podobnych jemu, bylych kombatantow, za popelnione grzechy juz wtedy starzejacej
sie mlodosci. I to przedstawienie nie bylo niczym innym, niz zupelnie oderwana
od rzeczywistosci celebracja swojego dobrze juz rozkojarzonego Ja. I tak, jedyne
do czego mial sie odwage odwolac, to strach; strachu tych, ktorzy nie brali
udzialu w tej orgii morderstw, w ogole nie bral pod uwage. To tez jest u tych
swiatlych intelektualistow charakterystyczne: Ich swiat jest i byl jedynym
swiatem wartym analizy. Nic im nie przeszkadza fakt, ze byli jedynie
przedluzeniem "karzacej reki", zas jedynym dotykalnym efektem ich "pracy" byla
kupa nieszczesc. Ich strach nawet nie plynal z jakichs moralnych watpliwosci, a
ze zwyklego (ludzkiego) strachu o wlasna skore. U nas jak na lekarstwo jakiegos
Solzenicyna czy Mandelsztama; za to papierowych moralistow od cholery i troche.
(...)... kobiety, z ktorymi zaczynalem jakas gre, pragnely czegos wiecej i tego
"czegos wiecej" nigdy jakos nie potrafilem im dac. Ten uczuciowy handikap
zawdzieczam matce, ktora od samego poczatku byla elementem hamujacym kazdy moj
talent, brutalnie dajac mi do zrozumienia, ze nie jestem godny czegos wiecej niz
poczatkowej gry. Tak w kazdym razie ja to widze, a zreszta moga to potwierdzic
wszystkie ofiary moich erotycznych wzniesien i upadkow. (...)
Pod sciana stoi wanna, a w niej lezy ten, ktorego zabilem. Wlosy opadaja do
wnetrza wanny. Wokol niego jacys ludzie, on trzyma sie za gardlo dwoma palcami
prawej dloni (kciukiem i wskazujacym). Ktos mowi, ze trzeba my chyba wyciac
migdalki. Wszyscy stali pochyleni nad lezacym, a ja widzialem to, jakbym
znajdowal sie gdzies nad nimi, czujac jednoczesnie, ze stoje za nimi. Potem znow
jestesmy w tamtej izbie i moja ofiara lezy na tapczanie; z polotwartych ust
wystaja jakies takie dziwne, zolte, jakby z plastyku, zeby. Wygladal na zupelnie
zywego, choc ja mialem swiadomosc tego, ze go zabilem; i jakos zupelnie nie
czuje winy. Patrze na niego i sie usmiecham. "A wiec tak teraz wygladasz. Zolty
i trzeba ci wyciac migdalki!". Wszyscy pozostali sa niezwykle powazni. W pewnym
momencie izba jakby sie wydluza i wzdluz tapczanu, powolnym krokiem przechodzi
sznur ludzi. Jak przed trumna zmarlego przywodcy. (Pamietam z kronik filmowych
takie ceremonie po smierci Stalina i Bieruta.) On lezy wsparty na lokciu.
Czasami miga mi jego twarz: zolta jak pergamin albo abazur. Podchodze do niego i
ja i wtedy on mowi:"Zobaczymy, jak sie bedziesz czul w kajdankach." Zupelnie sie
tym nie przejalem. Przytaknalem i patrzac mu prosto w oczy powiedzialem:
"Zobaczymy!" wciaz bedac absolutnie przeswiadczony o tym, ze go przeciez zabilem!
Jacys Niemcy. Facet z dziewczyna. On pokazuje piec niebieskich ksiazek i mowi
(ja to rozumiem!): "Tu jest swiadectwo, ze mowilismy prawde." Biore jedna z nich
do reki i zaczynam czytac. Nic nie pamietam, poza tym, ze wszystko rozumialem. W
pewnym momencie natykam sie na wyraz: blum. Nie wiem, co znaczy, staram sie
przypomniec sobie; w koncu pytam dziewczyny, po angielsku, co to znaczy. Ona
odpowiada: "No, to takie zwykle, niemieckie slowo."
Bylem z jakas dziewczyna. To sie dzialo na jakiejs ulicy z jasnymi domami. Obie
strony byly dosc oddalone od siebie, jak Vaclavske Namesti. Mielismy zamiar isc
cos zjesc, ona wiedziala dokad; ja bylem obcy. Stanelismy przed jedna, dosc
niepozorna, to znaczy nie bylo tam nic szczegolnego, co by ja jakos wyroznialo.
Front przypominal raczej jakas stolowke. Do wejscia tloczyla sie masa ludzi, cos
w rodzaju zdezorganizowanej kolejki w polskich sklepach spozywczych.(Kiedy to
bylo!) Obok tej restauracji byl sklep z kopiarkami. Na wystawie stal Xerox, w
oknie biala, koronkowa firanka, jak w jakims mieszczanskim mieszkaniu. Stalismy
miedzy koleka i sklepem. W pewnym momencie ze sklepu wyszlo piec osob.
Dziewczyna ich znala i zaraz poprosila, zeby nam pomogli dostac sie do knajpy
poza kolejka. Tamci od razu sie zgodzili i za chwile bylismy juz w srodku. Tu
stalo sie cos, czego zupelnie nie pamietam, co zupelnie wypadlo ze snu, albo
czego w nim w ogole nie bylo. Nagle ta dziwczyna znikla i zostalem sam w tlumie
wchodzacych i wychodzacych z restauracji. W pewnym momencie zobaczylem przed
soba kilka postaci i zdalo mi sie, ze chcieli cos ode mnie. Nie wiem o co
chodzilo, ale poczulem, ze stanowia powazne zagrozenie. W chwile potem trzy z
nich lezaly na ziemi przykryte przescieradlami. Jak trupy. Nie wiedzialem, co
robic. Wycofac sie? Ale dokad? Nie wiedzialem, gdzie sie znajduje. Nagle
podszedl do mnie jakis umundurowany osobnik, raczej portier, w kazdym razie
ubrany jak portier w jakis ni to mundur, ni garnitur, i wziawszy mnie za lokiec,
usmiechajac sie dobrotliwie, powiedzial:"No, nic sie nie stalo. Prosze tedy.
Wypadki zdarzaja sie tu dosc czesto. Prosze, na pewno pan glodny..." Znalezlismy
sie w sali i ten portier doprowadzil mnie do stolika, przy ktorym siedziala juz
dziewczyna, z ktora przyszedlem. Zanim usiadlem, portier powiedzial, ze zaraz
przywola kelnera. Z zadowoleniem, kierujac sie w strone mojej towarzyszki,
powiedzialem, ze chetnie sproboje tutejszej kaczki.(Bardzo lubie kaczke na
jawie.) Po chwili przyszedl kelner i zaczalem zamawiac. Dziewczyna cos mi
podpowiadala, ja mowilem (nie pamietam co), kiedy przy stoliku pojawil sie jakis
mezczyzna w szarym garniturze i powiedzial:"Jest pan aresztowany." "Kim pan
jest?," zapytalem, ale tamten nie odpowiedzial, tylko dodal:"Niech pan sobie nie
przeszkadza, ja poczekam." "Alez nie, niech pan nie odchodzi!" zawolalem.
"Prosze, niech pan siadzie." Wskazalem na sasiedni stolik. "Prosze sobie zamowic
jakies ulubione danie. Ja place." (Zawsze bylem chojny) Facet usiadl. Usluzny
kelner przyjal zamowienie. Minelo kilka chwil i nagle przed tamtym i przed
dziewczyna pojawily sie gorace dania. Ja nie dostalem nic. Poderwalem sie z
krzesla i zapytalem:"A co ja? Dlaczego ja nic nie dostalem? Przeciez to ja za to
wszystko place!". Wtedy tamten, policjant?, powiedzial:"Pan jest aresztowany.
Niech pan czeka."
Przysnila mi sie siostra. Siedzialem w jakies stolowce, a moze hospodzie (snilo
mi sie w Pradze), pod sciana przy pustym stole. Przy innych bylo duzo ludzi.
Wszyscy jedli, ja chyba dopiero czekalem na obsluge. Siedzialem plecami do
sciany, a po mojej lewej stronie byla szklana sciana, tyle ze nie moglem przez
nia nic widziec, bo byla z takiego porowatego szkla jakie sie widzi w szpitalach
albo prysznicach. W pewnym momencie otworzyly sie drzwi w tej scianie i weszla
M. Rozgladnela sie po sali szukajac wolnego miejsca. Mnie nie zauwazyla.
Zlapalem jej wzrok i gestem zaprosilem do siebie. W ogole nie zwrocila na mnie
uwagi. Byla w bialym kitlu.
Snilo mi sie, ze, wspolnie z paroma innymi, dokonuje zamachu. Najpierw jestem z
tymi zamachowcami. Zupelnie obce twarze, jakkolwiek znamy sie we snie; zwracamy
sie do siebie po imieniu. Sprawdzamy karabiny i granaty, potem wychodzimy na
ulice. Tam stoi samochod marki Skoda, ktory jeden z nas, przy pomocy jakiegos
drutu, uruchamia. Auto nagle rusza i po chwili wpada na inne, po czym wybucha.
Natychmiast stamtad uciekamy. Wpadamy do jakiegos domu. Tamci wbiegaja do
mieszkan, widze nawet jednego wlazacego pod lozko. Mowi mi, ze nie ma tam dla
mnie miejsca. Uciekam wiec dalej i po chwili znajduje sie w obszernym pokoju.
Przy stole siedzi starsza kobieta. Zamykam drzwi, zasuwam zasuwe, ktora jest
kompletnie przezroczysta. Kobieta mowi, zebym przeszedl do drugiego pokoju, ze
tam bede bezpieczny. Ide tam i siadam na krzesle. Slysze jakies wystrzaly, a po
chwili kob
z rowna brutalnoscia, co ta, ktora czestowal poczynania innych filozofow poza
granicami swojej przeswietnej ojczyzny, poddal miazdzacej krytyce swoja wlasna
dzialalnosc. Raz jeden zdarzylo mi sie slyszec pewnego skrybe, kajajacego sie w
jesieni swego zycia, przed publicznoscia zlozona w przewazajacej czesci z
podobnych jemu, bylych kombatantow, za popelnione grzechy juz wtedy starzejacej
sie mlodosci. I to przedstawienie nie bylo niczym innym, niz zupelnie oderwana
od rzeczywistosci celebracja swojego dobrze juz rozkojarzonego Ja. I tak, jedyne
do czego mial sie odwage odwolac, to strach; strachu tych, ktorzy nie brali
udzialu w tej orgii morderstw, w ogole nie bral pod uwage. To tez jest u tych
swiatlych intelektualistow charakterystyczne: Ich swiat jest i byl jedynym
swiatem wartym analizy. Nic im nie przeszkadza fakt, ze byli jedynie
przedluzeniem "karzacej reki", zas jedynym dotykalnym efektem ich "pracy" byla
kupa nieszczesc. Ich strach nawet nie plynal z jakichs moralnych watpliwosci, a
ze zwyklego (ludzkiego) strachu o wlasna skore. U nas jak na lekarstwo jakiegos
Solzenicyna czy Mandelsztama; za to papierowych moralistow od cholery i troche.
(...)... kobiety, z ktorymi zaczynalem jakas gre, pragnely czegos wiecej i tego
"czegos wiecej" nigdy jakos nie potrafilem im dac. Ten uczuciowy handikap
zawdzieczam matce, ktora od samego poczatku byla elementem hamujacym kazdy moj
talent, brutalnie dajac mi do zrozumienia, ze nie jestem godny czegos wiecej niz
poczatkowej gry. Tak w kazdym razie ja to widze, a zreszta moga to potwierdzic
wszystkie ofiary moich erotycznych wzniesien i upadkow. (...)
Pod sciana stoi wanna, a w niej lezy ten, ktorego zabilem. Wlosy opadaja do
wnetrza wanny. Wokol niego jacys ludzie, on trzyma sie za gardlo dwoma palcami
prawej dloni (kciukiem i wskazujacym). Ktos mowi, ze trzeba my chyba wyciac
migdalki. Wszyscy stali pochyleni nad lezacym, a ja widzialem to, jakbym
znajdowal sie gdzies nad nimi, czujac jednoczesnie, ze stoje za nimi. Potem znow
jestesmy w tamtej izbie i moja ofiara lezy na tapczanie; z polotwartych ust
wystaja jakies takie dziwne, zolte, jakby z plastyku, zeby. Wygladal na zupelnie
zywego, choc ja mialem swiadomosc tego, ze go zabilem; i jakos zupelnie nie
czuje winy. Patrze na niego i sie usmiecham. "A wiec tak teraz wygladasz. Zolty
i trzeba ci wyciac migdalki!". Wszyscy pozostali sa niezwykle powazni. W pewnym
momencie izba jakby sie wydluza i wzdluz tapczanu, powolnym krokiem przechodzi
sznur ludzi. Jak przed trumna zmarlego przywodcy. (Pamietam z kronik filmowych
takie ceremonie po smierci Stalina i Bieruta.) On lezy wsparty na lokciu.
Czasami miga mi jego twarz: zolta jak pergamin albo abazur. Podchodze do niego i
ja i wtedy on mowi:"Zobaczymy, jak sie bedziesz czul w kajdankach." Zupelnie sie
tym nie przejalem. Przytaknalem i patrzac mu prosto w oczy powiedzialem:
"Zobaczymy!" wciaz bedac absolutnie przeswiadczony o tym, ze go przeciez zabilem!
Jacys Niemcy. Facet z dziewczyna. On pokazuje piec niebieskich ksiazek i mowi
(ja to rozumiem!): "Tu jest swiadectwo, ze mowilismy prawde." Biore jedna z nich
do reki i zaczynam czytac. Nic nie pamietam, poza tym, ze wszystko rozumialem. W
pewnym momencie natykam sie na wyraz: blum. Nie wiem, co znaczy, staram sie
przypomniec sobie; w koncu pytam dziewczyny, po angielsku, co to znaczy. Ona
odpowiada: "No, to takie zwykle, niemieckie slowo."
Bylem z jakas dziewczyna. To sie dzialo na jakiejs ulicy z jasnymi domami. Obie
strony byly dosc oddalone od siebie, jak Vaclavske Namesti. Mielismy zamiar isc
cos zjesc, ona wiedziala dokad; ja bylem obcy. Stanelismy przed jedna, dosc
niepozorna, to znaczy nie bylo tam nic szczegolnego, co by ja jakos wyroznialo.
Front przypominal raczej jakas stolowke. Do wejscia tloczyla sie masa ludzi, cos
w rodzaju zdezorganizowanej kolejki w polskich sklepach spozywczych.(Kiedy to
bylo!) Obok tej restauracji byl sklep z kopiarkami. Na wystawie stal Xerox, w
oknie biala, koronkowa firanka, jak w jakims mieszczanskim mieszkaniu. Stalismy
miedzy koleka i sklepem. W pewnym momencie ze sklepu wyszlo piec osob.
Dziewczyna ich znala i zaraz poprosila, zeby nam pomogli dostac sie do knajpy
poza kolejka. Tamci od razu sie zgodzili i za chwile bylismy juz w srodku. Tu
stalo sie cos, czego zupelnie nie pamietam, co zupelnie wypadlo ze snu, albo
czego w nim w ogole nie bylo. Nagle ta dziwczyna znikla i zostalem sam w tlumie
wchodzacych i wychodzacych z restauracji. W pewnym momencie zobaczylem przed
soba kilka postaci i zdalo mi sie, ze chcieli cos ode mnie. Nie wiem o co
chodzilo, ale poczulem, ze stanowia powazne zagrozenie. W chwile potem trzy z
nich lezaly na ziemi przykryte przescieradlami. Jak trupy. Nie wiedzialem, co
robic. Wycofac sie? Ale dokad? Nie wiedzialem, gdzie sie znajduje. Nagle
podszedl do mnie jakis umundurowany osobnik, raczej portier, w kazdym razie
ubrany jak portier w jakis ni to mundur, ni garnitur, i wziawszy mnie za lokiec,
usmiechajac sie dobrotliwie, powiedzial:"No, nic sie nie stalo. Prosze tedy.
Wypadki zdarzaja sie tu dosc czesto. Prosze, na pewno pan glodny..." Znalezlismy
sie w sali i ten portier doprowadzil mnie do stolika, przy ktorym siedziala juz
dziewczyna, z ktora przyszedlem. Zanim usiadlem, portier powiedzial, ze zaraz
przywola kelnera. Z zadowoleniem, kierujac sie w strone mojej towarzyszki,
powiedzialem, ze chetnie sproboje tutejszej kaczki.(Bardzo lubie kaczke na
jawie.) Po chwili przyszedl kelner i zaczalem zamawiac. Dziewczyna cos mi
podpowiadala, ja mowilem (nie pamietam co), kiedy przy stoliku pojawil sie jakis
mezczyzna w szarym garniturze i powiedzial:"Jest pan aresztowany." "Kim pan
jest?," zapytalem, ale tamten nie odpowiedzial, tylko dodal:"Niech pan sobie nie
przeszkadza, ja poczekam." "Alez nie, niech pan nie odchodzi!" zawolalem.
"Prosze, niech pan siadzie." Wskazalem na sasiedni stolik. "Prosze sobie zamowic
jakies ulubione danie. Ja place." (Zawsze bylem chojny) Facet usiadl. Usluzny
kelner przyjal zamowienie. Minelo kilka chwil i nagle przed tamtym i przed
dziewczyna pojawily sie gorace dania. Ja nie dostalem nic. Poderwalem sie z
krzesla i zapytalem:"A co ja? Dlaczego ja nic nie dostalem? Przeciez to ja za to
wszystko place!". Wtedy tamten, policjant?, powiedzial:"Pan jest aresztowany.
Niech pan czeka."
Przysnila mi sie siostra. Siedzialem w jakies stolowce, a moze hospodzie (snilo
mi sie w Pradze), pod sciana przy pustym stole. Przy innych bylo duzo ludzi.
Wszyscy jedli, ja chyba dopiero czekalem na obsluge. Siedzialem plecami do
sciany, a po mojej lewej stronie byla szklana sciana, tyle ze nie moglem przez
nia nic widziec, bo byla z takiego porowatego szkla jakie sie widzi w szpitalach
albo prysznicach. W pewnym momencie otworzyly sie drzwi w tej scianie i weszla
M. Rozgladnela sie po sali szukajac wolnego miejsca. Mnie nie zauwazyla.
Zlapalem jej wzrok i gestem zaprosilem do siebie. W ogole nie zwrocila na mnie
uwagi. Byla w bialym kitlu.
Snilo mi sie, ze, wspolnie z paroma innymi, dokonuje zamachu. Najpierw jestem z
tymi zamachowcami. Zupelnie obce twarze, jakkolwiek znamy sie we snie; zwracamy
sie do siebie po imieniu. Sprawdzamy karabiny i granaty, potem wychodzimy na
ulice. Tam stoi samochod marki Skoda, ktory jeden z nas, przy pomocy jakiegos
drutu, uruchamia. Auto nagle rusza i po chwili wpada na inne, po czym wybucha.
Natychmiast stamtad uciekamy. Wpadamy do jakiegos domu. Tamci wbiegaja do
mieszkan, widze nawet jednego wlazacego pod lozko. Mowi mi, ze nie ma tam dla
mnie miejsca. Uciekam wiec dalej i po chwili znajduje sie w obszernym pokoju.
Przy stole siedzi starsza kobieta. Zamykam drzwi, zasuwam zasuwe, ktora jest
kompletnie przezroczysta. Kobieta mowi, zebym przeszedl do drugiego pokoju, ze
tam bede bezpieczny. Ide tam i siadam na krzesle. Slysze jakies wystrzaly, a po
chwili kob
www.kaminiecki.com/
;)
ewa8a napisała:
> Po co ty się miotasz histeryczko? Zarzucasz mi jakieś ześlizgi, emocje, ataki,
> stany lękowe, zastraszanie, wywoływanie grozy – na moje prosby, byś popar
> ła
> czymś te idiotyzmy – milczysz. Opamiętaj się, przestań bredzić - ja tylko
>
> napisałam – jesteś FORUMOWYM ŚWINTUCHEM , grzebiącym w cudzych życiorysac
> h.
> Wiem, ze trudno się pogodzić z taką prawdą, ale wymyślanie bzdur (straszenie
> Palnicka ha, ha, ha), straszenie procesami za ,,wytwarzanie nastroju grozyR
> 17;’
> robi z ciebie na dodatek osobę niespełna rozumu. Jesteś chorobliwie mściwym,
> paskudnym typem, by się wybielić próbujesz z oprawcy, jakim jesteś zrobić
> ofiarę. To typowe dla takich jak ty – napaskudzić i krzyczeć, że jesteś
> pokrzywdzona. Juz na zawsze pozostanie mi niesmak na widok twojego nicku,
> trzymaj się ode mnie z daleka.
>
> Pozarski – bardzo się dziwię, że tak spokojnie znosisz te kolejne świństw
> a.
> Wyobrażasz sobie jakie larum by podniosła ta paranoiczka, gdyby ktos napisał,
> że jej ojciec kogoś stręczył ? Nie wiem, czy dobrze robisz tolerując te
> wybryki, bo brak reakcji tylko ją jak widać rozzuchwala.
>
--
terra
toolbar
;)
ewa8a napisała:
> Po co ty się miotasz histeryczko? Zarzucasz mi jakieś ześlizgi, emocje, ataki,
> stany lękowe, zastraszanie, wywoływanie grozy – na moje prosby, byś popar
> ła
> czymś te idiotyzmy – milczysz. Opamiętaj się, przestań bredzić - ja tylko
>
> napisałam – jesteś FORUMOWYM ŚWINTUCHEM , grzebiącym w cudzych życiorysac
> h.
> Wiem, ze trudno się pogodzić z taką prawdą, ale wymyślanie bzdur (straszenie
> Palnicka ha, ha, ha), straszenie procesami za ,,wytwarzanie nastroju grozyR
> 17;’
> robi z ciebie na dodatek osobę niespełna rozumu. Jesteś chorobliwie mściwym,
> paskudnym typem, by się wybielić próbujesz z oprawcy, jakim jesteś zrobić
> ofiarę. To typowe dla takich jak ty – napaskudzić i krzyczeć, że jesteś
> pokrzywdzona. Juz na zawsze pozostanie mi niesmak na widok twojego nicku,
> trzymaj się ode mnie z daleka.
>
> Pozarski – bardzo się dziwię, że tak spokojnie znosisz te kolejne świństw
> a.
> Wyobrażasz sobie jakie larum by podniosła ta paranoiczka, gdyby ktos napisał,
> że jej ojciec kogoś stręczył ? Nie wiem, czy dobrze robisz tolerując te
> wybryki, bo brak reakcji tylko ją jak widać rozzuchwala.
>
--
terra
toolbar
Dziekuje za wyjasnienia Panie Pozarski. Nic przeciw Panu nie mam i to nie moja
sprawa. Wy sie rozliczajcie miedzy soba. Tak to jednak jest z tekstami
pisanymi, ze czesto nabieraja one wlasnego zycia.:)
sprawa. Wy sie rozliczajcie miedzy soba. Tak to jednak jest z tekstami
pisanymi, ze czesto nabieraja one wlasnego zycia.:)
Jeszcze spalismy w jednym lozku, ale ja juz planowalem ucieczke.
---------------------------
cicho ....oj, oj ....
a ja se tak popier'dalam po klawiaturze ...deszcz...
---------------------------
cicho ....oj, oj ....
a ja se tak popier'dalam po klawiaturze ...deszcz...
"A Manifest Komunistyczny?! Widzi pan, bylem na straconych pozycjach. U nas, za
czasow mojego taty, panowal marksizm-leninizm-stalinizm. W Szwecji nastal czas
marksizmu-leninizmu-feminizmu, Taki koktajl byl czyms znacznie
niebezpeczniejszym od tamtego, absolutnie obcego ciala (nie cialka!) w naszej
judeao-chrzescijanskiej duszy. Tam, kto wyznawal m-l-s wybieral m-l-s cialka;
kto nie, bral cialka nie m-l-s - owe. Tutaj, tzn. w Szwecji czasow Agnety K. i
�sy B. wszyscy byli w mniejszym lub wiekszym stopniu m-l-f - cami i na palcach
jednej reki moglbym panu wyliczyc tych, ktorzy nie byli, ale to byly stare baby
pamietajace czasy panstwa Myrdal z czasow ich bestsellera pt.Problem Plci. Plec
jako problem socjalny urodzil w glowach panstwa Myrdal pomysl sterylizacji 90%
szwedzkiej populacji, tego zdegenerowanego zbiorowiska roznych plci; mowie
zdegenerowanego, bo ci co nie byli, uciekli do Ameryki. A zreszta cala te afere
opisal Maciej Zaremba (pseudonim), nasz (pan rozumie?) emigrant, i on tez
zagorzaly m-l-f -owiec. No, ale to pogadanka na inne czasy. Na razie mowimy o
�sie i co wyniklo z lektury jednej, i do tego starej, ksiazki. To, co przezylem
wtedy bylo czyms wiecej niz jakas tam sobie rewolucja, wojna, czy czyms w tym
rodzaju. To byl metodyczny proces przemiany, o ktorej nawet dr. Kafce sie nie
snilo! Nie z brata i syna w chrzaszcza, ale z pieknej, gladkiej i sexy �sy, w
koszmarna, owlosiona, ubrana w dresy i wietnamskie sandaly z opony babe,
nieczula na moje czulosci, uznajaca lustro za wroga nr.1 Istoty Bytu Kobiety.
Najpierw wyrzucila depilatory, perfumy, make-upy i w ogole wszystko, co po
rannym prysznicu czynilo z niej godna pozadania �senke. To bylo straszne!
Straszne! �sa zaczela uczeszczac do silowni i (chyba) posilac sie jakimis
proszkami, ktore nie tylko powiekszaly objetosc jej coraz prezniejszych miesni,
ale i powodowaly nieslychany wrecz wzrost owlosienia ciala. Jeszcze spalismy w
jednym lozku, ale ja juz planowalem ucieczke. Tymczasem dotykalem skory
porosnietej szczecinka, ktora z kazdym dniem najpierw twardniala, potem miekla,
az w koncu stala sie zwyklym owlosieniem, jakiego nie brak na cialach
Prawdziwych Mezczyzn. Mowie wam - KOSZMAR! I do tego koszmar spotegowany moja
absolutnie nieliberalna niechecia do pedalstwa." Dusan Kahan
CIERPIENIA MLODEGO-STAREGO TRUPA
--
czasow mojego taty, panowal marksizm-leninizm-stalinizm. W Szwecji nastal czas
marksizmu-leninizmu-feminizmu, Taki koktajl byl czyms znacznie
niebezpeczniejszym od tamtego, absolutnie obcego ciala (nie cialka!) w naszej
judeao-chrzescijanskiej duszy. Tam, kto wyznawal m-l-s wybieral m-l-s cialka;
kto nie, bral cialka nie m-l-s - owe. Tutaj, tzn. w Szwecji czasow Agnety K. i
�sy B. wszyscy byli w mniejszym lub wiekszym stopniu m-l-f - cami i na palcach
jednej reki moglbym panu wyliczyc tych, ktorzy nie byli, ale to byly stare baby
pamietajace czasy panstwa Myrdal z czasow ich bestsellera pt.Problem Plci. Plec
jako problem socjalny urodzil w glowach panstwa Myrdal pomysl sterylizacji 90%
szwedzkiej populacji, tego zdegenerowanego zbiorowiska roznych plci; mowie
zdegenerowanego, bo ci co nie byli, uciekli do Ameryki. A zreszta cala te afere
opisal Maciej Zaremba (pseudonim), nasz (pan rozumie?) emigrant, i on tez
zagorzaly m-l-f -owiec. No, ale to pogadanka na inne czasy. Na razie mowimy o
�sie i co wyniklo z lektury jednej, i do tego starej, ksiazki. To, co przezylem
wtedy bylo czyms wiecej niz jakas tam sobie rewolucja, wojna, czy czyms w tym
rodzaju. To byl metodyczny proces przemiany, o ktorej nawet dr. Kafce sie nie
snilo! Nie z brata i syna w chrzaszcza, ale z pieknej, gladkiej i sexy �sy, w
koszmarna, owlosiona, ubrana w dresy i wietnamskie sandaly z opony babe,
nieczula na moje czulosci, uznajaca lustro za wroga nr.1 Istoty Bytu Kobiety.
Najpierw wyrzucila depilatory, perfumy, make-upy i w ogole wszystko, co po
rannym prysznicu czynilo z niej godna pozadania �senke. To bylo straszne!
Straszne! �sa zaczela uczeszczac do silowni i (chyba) posilac sie jakimis
proszkami, ktore nie tylko powiekszaly objetosc jej coraz prezniejszych miesni,
ale i powodowaly nieslychany wrecz wzrost owlosienia ciala. Jeszcze spalismy w
jednym lozku, ale ja juz planowalem ucieczke. Tymczasem dotykalem skory
porosnietej szczecinka, ktora z kazdym dniem najpierw twardniala, potem miekla,
az w koncu stala sie zwyklym owlosieniem, jakiego nie brak na cialach
Prawdziwych Mezczyzn. Mowie wam - KOSZMAR! I do tego koszmar spotegowany moja
absolutnie nieliberalna niechecia do pedalstwa." Dusan Kahan
CIERPIENIA MLODEGO-STAREGO TRUPA
--
aurora.una napisała:
> zapewniam pana jak i niejaka ewe8a, ewidentna agentke SB,
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=396&w=51559931&a=51561889
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
> zapewniam pana jak i niejaka ewe8a, ewidentna agentke SB,
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=396&w=51559931&a=51561889
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
Po co ty się miotasz histeryczko? Zarzucasz mi jakieś ześlizgi, emocje, ataki,
stany lękowe, zastraszanie, wywoływanie grozy – na moje prosby, byś poparła
czymś te idiotyzmy – milczysz. Opamiętaj się, przestań bredzić - ja tylko
napisałam – jesteś FORUMOWYM ŚWINTUCHEM , grzebiącym w cudzych życiorysach.
Wiem, ze trudno się pogodzić z taką prawdą, ale wymyślanie bzdur (straszenie
Palnicka ha, ha, ha), straszenie procesami za ,,wytwarzanie nastroju grozy’’
robi z ciebie na dodatek osobę niespełna rozumu. Jesteś chorobliwie mściwym,
paskudnym typem, by się wybielić próbujesz z oprawcy, jakim jesteś zrobić
ofiarę. To typowe dla takich jak ty – napaskudzić i krzyczeć, że jesteś
pokrzywdzona. Juz na zawsze pozostanie mi niesmak na widok twojego nicku,
trzymaj się ode mnie z daleka.
Pozarski – bardzo się dziwię, że tak spokojnie znosisz te kolejne świństwa.
Wyobrażasz sobie jakie larum by podniosła ta paranoiczka, gdyby ktos napisał,
że jej ojciec kogoś stręczył ? Nie wiem, czy dobrze robisz tolerując te
wybryki, bo brak reakcji tylko ją jak widać rozzuchwala.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
stany lękowe, zastraszanie, wywoływanie grozy – na moje prosby, byś poparła
czymś te idiotyzmy – milczysz. Opamiętaj się, przestań bredzić - ja tylko
napisałam – jesteś FORUMOWYM ŚWINTUCHEM , grzebiącym w cudzych życiorysach.
Wiem, ze trudno się pogodzić z taką prawdą, ale wymyślanie bzdur (straszenie
Palnicka ha, ha, ha), straszenie procesami za ,,wytwarzanie nastroju grozy’’
robi z ciebie na dodatek osobę niespełna rozumu. Jesteś chorobliwie mściwym,
paskudnym typem, by się wybielić próbujesz z oprawcy, jakim jesteś zrobić
ofiarę. To typowe dla takich jak ty – napaskudzić i krzyczeć, że jesteś
pokrzywdzona. Juz na zawsze pozostanie mi niesmak na widok twojego nicku,
trzymaj się ode mnie z daleka.
Pozarski – bardzo się dziwię, że tak spokojnie znosisz te kolejne świństwa.
Wyobrażasz sobie jakie larum by podniosła ta paranoiczka, gdyby ktos napisał,
że jej ojciec kogoś stręczył ? Nie wiem, czy dobrze robisz tolerując te
wybryki, bo brak reakcji tylko ją jak widać rozzuchwala.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
Heheh
pozarski napisał:
> patience napisała:
>
> > yaasne p000zi. A twoi wrogowie siedza pod twoim biurkiem i podstepnie
> wykradaja
> > co tylko napiszesz. Niektorzy zloczyncy sa az tak podstepni, ze kradna z
> twojeg
> > o
> > biurka za pomoca telekinezy. Duzo ich. Ty przeciez tylko dla siebie i do
> > szuflady. I jestes calkowicie zdrow na umysle:(
> Przeczytaj moj post do AURORA1, na koncu tego palenia(nie papierosow),a
> zorientujesz sie,ze,jak mowi Ewa,jestes chora z nienawisci i skonczysz w
> szpitalu_psychiatrycznym.
A tego nie przeczytalam wczesniej. Okiej. Ty i Ewunia robicie identyczna
projekcje, przenoszac wlasne emocje na otoczenie. Miales fantazje seksualne na
temat swojej siostry, to koniecznie ona musiala byc temu winna i twoj ojciec.
Byla ZLA, a do tego prostytutka, a ojciec ja streczyl... Ty tylko udzielasz
"sprawiedliwej kary". Wszystkim ludziom, ktorych w zyciu skrzywdziles,
udzieliles "sprawiedliwej kary" nonie? Marzenia o brutalnosci i przemocy to tez
nie ty, tylko ONI. Ewunia zreszta tez jest na takim zeslizgu, tylko
proporcjonalnie mniejszym. Ludzie sa przepelnieni nienawiscia, a ona, czysta i
promienna, udziela im kary za pomoca gromkich wyrazow potepienia. To nie ona
wyladowuje swoja agresje na ludziach, ktorzy jej krzywdy zadnej nie zrobili,
tylko ich "karze" i "potępia". Stany lekowe jakie sa, to tez widac, po tych
projekcjach. Czego sie konkretnie boisz. Moze to jest jakis objaw rozkladu ludzi
zwiazanych tak czy inaczej z PRL, bo ja wiem? No? Jak myslisz?
--
terra
toolbar
> patience napisała:
>
> > yaasne p000zi. A twoi wrogowie siedza pod twoim biurkiem i podstepnie
> wykradaja
> > co tylko napiszesz. Niektorzy zloczyncy sa az tak podstepni, ze kradna z
> twojeg
> > o
> > biurka za pomoca telekinezy. Duzo ich. Ty przeciez tylko dla siebie i do
> > szuflady. I jestes calkowicie zdrow na umysle:(
> Przeczytaj moj post do AURORA1, na koncu tego palenia(nie papierosow),a
> zorientujesz sie,ze,jak mowi Ewa,jestes chora z nienawisci i skonczysz w
> szpitalu_psychiatrycznym.
A tego nie przeczytalam wczesniej. Okiej. Ty i Ewunia robicie identyczna
projekcje, przenoszac wlasne emocje na otoczenie. Miales fantazje seksualne na
temat swojej siostry, to koniecznie ona musiala byc temu winna i twoj ojciec.
Byla ZLA, a do tego prostytutka, a ojciec ja streczyl... Ty tylko udzielasz
"sprawiedliwej kary". Wszystkim ludziom, ktorych w zyciu skrzywdziles,
udzieliles "sprawiedliwej kary" nonie? Marzenia o brutalnosci i przemocy to tez
nie ty, tylko ONI. Ewunia zreszta tez jest na takim zeslizgu, tylko
proporcjonalnie mniejszym. Ludzie sa przepelnieni nienawiscia, a ona, czysta i
promienna, udziela im kary za pomoca gromkich wyrazow potepienia. To nie ona
wyladowuje swoja agresje na ludziach, ktorzy jej krzywdy zadnej nie zrobili,
tylko ich "karze" i "potępia". Stany lekowe jakie sa, to tez widac, po tych
projekcjach. Czego sie konkretnie boisz. Moze to jest jakis objaw rozkladu ludzi
zwiazanych tak czy inaczej z PRL, bo ja wiem? No? Jak myslisz?
--
terra
toolbar
Dziekuje.
zapewniam pana jak i niejaka ewe8a, ewidentna agentke SB, ze obydwoje jestecie
mi obojetni jak zeszloroczny snieg na pustyni. Prosze sie nie niepokoic. Nie
mam zadnych powodow do nienawisci przypadkowych anonimowych ludzi. Nienawidziec
mozna tylko kogos, kto nam wyrzadzil WIELKA krzywde, a ja was nie znam i nie
mam zamiaru poznawac. Zycze wam poprawy nastrojow, bo i pan i niejaka ewa
wyraznie cierpicie. Ja mam doskonaly nastroj i zdrowie. A jesli chodzi panu o
Kissingera, to faktycznie go nienawidze platonicznie, tak jak nienawidze
wszystkich innych kryminalistow i ludobojcow, niezaleznie od rasy czy
przynaleznosci plemiennej. Podobne uczucia zywi 97% Amerykanow. Zobowiazuje sie
nigdy wiecej nie odpowiadac na paskie posty, zeby nie burzyc panskiego
spokoju.
pozdrawiam pana;)
mi obojetni jak zeszloroczny snieg na pustyni. Prosze sie nie niepokoic. Nie
mam zadnych powodow do nienawisci przypadkowych anonimowych ludzi. Nienawidziec
mozna tylko kogos, kto nam wyrzadzil WIELKA krzywde, a ja was nie znam i nie
mam zamiaru poznawac. Zycze wam poprawy nastrojow, bo i pan i niejaka ewa
wyraznie cierpicie. Ja mam doskonaly nastroj i zdrowie. A jesli chodzi panu o
Kissingera, to faktycznie go nienawidze platonicznie, tak jak nienawidze
wszystkich innych kryminalistow i ludobojcow, niezaleznie od rasy czy
przynaleznosci plemiennej. Podobne uczucia zywi 97% Amerykanow. Zobowiazuje sie
nigdy wiecej nie odpowiadac na paskie posty, zeby nie burzyc panskiego
spokoju.
pozdrawiam pana;)
specjalnie dla ciebie,mozesz czytac na dwa glosy z autorem pod koldra.
opuszczenie ziemi oznacza:
1. zmiane miejsca na inne 1.1.co zklada mozliwosc poruszania sie 1.1.1.co
zaklada swobode ruchu :wyboru kierunku szybkosci czy tez obrotow w 3 osiach
co tez zaklada posiadania systemu procesoraGaussa i
systemuHiperZespolonego(ijl=-1) HaMiltona /opuszczenie ziemi oznacza
zmniejszenie
liczby jej realnych mieszkancow o 1 >
2.przestac istniec na ziemi 2.1.i znalezc ciekawe miejsce pod ziemia
2.2.kolonia dla lunatykow na ksiezycu zaprasza turystow opuszczajacych
swoje ciala na ziemi na jedyny w swoim rodzaju reunion dusz planety 03
na bezposredni telefon 03-ziemia 031-luna 0633-titan, oferty
3.zawisnac nad nia i nie spadac,...,nie spuszczac sie?opadac wolniej?
bujac w oblokach,mieka poduszka,warstwa izolacji ziemi,powietrzny wir?
UNIKAC ZIEMI
4.wejsc w kontakt z CPG /zwiazek emigrantow ziemskich,uciekinierow,porwanyc h
przez ufoz,dysydentow zaslanych z ziemi na ksiezyc.../.4.5.polecam
wstrzemienzliwosc w kontaktach z wladzami terra... Lunatyk..............44444 ;)
5.eeee...ZIEMIA cie nigdy nie OPUSCI...To aktualnie Twoja Planeta !!!co kryje
sie po drugiej stronie LUNATYZMU?-)
opuszczenie ziemi oznacza:
1. zmiane miejsca na inne 1.1.co zklada mozliwosc poruszania sie 1.1.1.co
zaklada swobode ruchu :wyboru kierunku szybkosci czy tez obrotow w 3 osiach
co tez zaklada posiadania systemu procesoraGaussa i
systemuHiperZespolonego(ijl=-1) HaMiltona /opuszczenie ziemi oznacza
zmniejszenie
liczby jej realnych mieszkancow o 1 >
2.przestac istniec na ziemi 2.1.i znalezc ciekawe miejsce pod ziemia
2.2.kolonia dla lunatykow na ksiezycu zaprasza turystow opuszczajacych
swoje ciala na ziemi na jedyny w swoim rodzaju reunion dusz planety 03
na bezposredni telefon 03-ziemia 031-luna 0633-titan, oferty
3.zawisnac nad nia i nie spadac,...,nie spuszczac sie?opadac wolniej?
bujac w oblokach,mieka poduszka,warstwa izolacji ziemi,powietrzny wir?
UNIKAC ZIEMI
4.wejsc w kontakt z CPG /zwiazek emigrantow ziemskich,uciekinierow,porwanyc h
przez ufoz,dysydentow zaslanych z ziemi na ksiezyc.../.4.5.polecam
wstrzemienzliwosc w kontaktach z wladzami terra... Lunatyk..............44444 ;)
5.eeee...ZIEMIA cie nigdy nie OPUSCI...To aktualnie Twoja Planeta !!!co kryje
sie po drugiej stronie LUNATYZMU?-)
A po co ten teatrzyk. Przed chwila sie przyznales ze to nie wspomnienia. Nie
sadze zebys sie z tymi zboczonymi historiami obnosil po sztokholmie czy
gdziekolwiek, bo bedziesz pamietal o tutejszym archiwum. Nie mam zamiaru byc
posrednikiem miedzy toba a twoja siostra. Sam to zalatw. POniewaz jestes
tchorzem to nie sadze zebys to zrobil osobiscie, ale zawsze mozesz napisac
wspomnienia. Tym razem prawdziwe.
--
terra
toolbar
sadze zebys sie z tymi zboczonymi historiami obnosil po sztokholmie czy
gdziekolwiek, bo bedziesz pamietal o tutejszym archiwum. Nie mam zamiaru byc
posrednikiem miedzy toba a twoja siostra. Sam to zalatw. POniewaz jestes
tchorzem to nie sadze zebys to zrobil osobiscie, ale zawsze mozesz napisac
wspomnienia. Tym razem prawdziwe.
--
terra
toolbar
patience napisała:
> No to znakomicie. Paszkwil a nie wspomnienie. Poinformuj o tym znajomych
twojej
> siostry.
> :(
A po co?Tak dbasz o morale w mojej rodzinie,a poniewaz twierdzisz ,ze na sieci
nie ma anonimow,wiec znajdz jej mejlowy adres i sama napisz.
> No to znakomicie. Paszkwil a nie wspomnienie. Poinformuj o tym znajomych
twojej
> siostry.
> :(
A po co?Tak dbasz o morale w mojej rodzinie,a poniewaz twierdzisz ,ze na sieci
nie ma anonimow,wiec znajdz jej mejlowy adres i sama napisz.
patience napisała:
> yaasne p000zi. A twoi wrogowie siedza pod twoim biurkiem i podstepnie
wykradaja
> co tylko napiszesz. Niektorzy zloczyncy sa az tak podstepni, ze kradna z
twojeg
> o
> biurka za pomoca telekinezy. Duzo ich. Ty przeciez tylko dla siebie i do
> szuflady. I jestes calkowicie zdrow na umysle:(
Przeczytaj moj post do AURORA1, na koncu tego palenia(nie papierosow),a
zorientujesz sie,ze,jak mowi Ewa,jestes chora z nienawisci i skonczysz w
szpitalu_psychiatrycznym.
> yaasne p000zi. A twoi wrogowie siedza pod twoim biurkiem i podstepnie
wykradaja
> co tylko napiszesz. Niektorzy zloczyncy sa az tak podstepni, ze kradna z
twojeg
> o
> biurka za pomoca telekinezy. Duzo ich. Ty przeciez tylko dla siebie i do
> szuflady. I jestes calkowicie zdrow na umysle:(
Przeczytaj moj post do AURORA1, na koncu tego palenia(nie papierosow),a
zorientujesz sie,ze,jak mowi Ewa,jestes chora z nienawisci i skonczysz w
szpitalu_psychiatrycznym.
patience napisała:
>
> Niech zgadne. Ze inni ludzie istnieja?
> ;)
>
Ty jako inni ludzie?Znaczy powrot do asylum nieunikniony.
>
> Niech zgadne. Ze inni ludzie istnieja?
> ;)
>
Ty jako inni ludzie?Znaczy powrot do asylum nieunikniony.
Klamiesz jak zwykle,ale to tylko dlatego,ze twoj facet pod koldra podal ci zle
informacje.Tamto nazywalo sie Paszkwil na dobre wychowanie i rzeczywiscie bylo
rozprowadzane jako samizdat.Nie bylo tam nic o kazirodztwie(heheh,pieknie sie
dajecie nabrac),ale to nie ma znaczenia.Bredzisz, dziecko paranoi konkubina.
informacje.Tamto nazywalo sie Paszkwil na dobre wychowanie i rzeczywiscie bylo
rozprowadzane jako samizdat.Nie bylo tam nic o kazirodztwie(heheh,pieknie sie
dajecie nabrac),ale to nie ma znaczenia.Bredzisz, dziecko paranoi konkubina.
aurora.una napisała:
> Jesli on chwalil sie przed znajomymi kazirodcza miloscia z siostra, to by
> faktycznie wskazywalo na psychopatie. A moze to byl jezyk symboliczny, moze
on
> cos innego naprawde mial na mysli? Nie znam go, wiec nie mam pojecia.
Wyczuwam,
>
> ze cos go chyba dreczy.
Ech,Aurorko,masz ciekawy punkt widzenia,ale malo adekwatny do sytuacji.Nie mecz
sie juz i kladz sie spac.
> Jesli on chwalil sie przed znajomymi kazirodcza miloscia z siostra, to by
> faktycznie wskazywalo na psychopatie. A moze to byl jezyk symboliczny, moze
on
> cos innego naprawde mial na mysli? Nie znam go, wiec nie mam pojecia.
Wyczuwam,
>
> ze cos go chyba dreczy.
Ech,Aurorko,masz ciekawy punkt widzenia,ale malo adekwatny do sytuacji.Nie mecz
sie juz i kladz sie spac.
aurora.una napisała:
> Skoro jestes autorem tego tekstu, to puszczaj dalej, panie Pozarski -
> abstrahujac od panskiego zapieklego konfliktu z drf;)
Daj se spokoj dzieweczko.
> Skoro jestes autorem tego tekstu, to puszczaj dalej, panie Pozarski -
> abstrahujac od panskiego zapieklego konfliktu z drf;)
Daj se spokoj dzieweczko.
aurora.una napisała:
> gdzie to zakazane?
O czym ty mowisz kobieto?Dajczgewand nie cytuje,bo ten tekst sie nie ukazal.On
go ma tylko dlatego,ze kiedys,kiedy jeszcze bylismy przyjaciolmi,tekst ktory
byl napisany na Mac przeniosl mi na PC.Ten tekst,a i inne teksty zostaly na
jego komputerze i stad je ma.Nie rozumiesz,ze to,co ten psiwodca wyczynia to
zwykle sqrwysynstwo?Dosyc tego dobrego.Wez gleboki oddech i zacznij myslec,a
nie bleblac.
> gdzie to zakazane?
O czym ty mowisz kobieto?Dajczgewand nie cytuje,bo ten tekst sie nie ukazal.On
go ma tylko dlatego,ze kiedys,kiedy jeszcze bylismy przyjaciolmi,tekst ktory
byl napisany na Mac przeniosl mi na PC.Ten tekst,a i inne teksty zostaly na
jego komputerze i stad je ma.Nie rozumiesz,ze to,co ten psiwodca wyczynia to
zwykle sqrwysynstwo?Dosyc tego dobrego.Wez gleboki oddech i zacznij myslec,a
nie bleblac.
aurora.una napisała:
> Jesli on chwalil sie przed znajomymi kazirodcza miloscia z siostra, to by
> faktycznie wskazywalo na psychopatie. A moze to byl jezyk symboliczny, moze on
> cos innego naprawde mial na mysli? Nie znam go, wiec nie mam pojecia.
> Wyczuwam, ze cos go chyba dreczy.
Niech zgadne. Ze inni ludzie istnieja?
;)
--
terra
toolbar
> Jesli on chwalil sie przed znajomymi kazirodcza miloscia z siostra, to by
> faktycznie wskazywalo na psychopatie. A moze to byl jezyk symboliczny, moze on
> cos innego naprawde mial na mysli? Nie znam go, wiec nie mam pojecia.
> Wyczuwam, ze cos go chyba dreczy.
Niech zgadne. Ze inni ludzie istnieja?
;)
--
terra
toolbar
aurora.una napisała:
> To faktycznie dokument epoki i jesli on naprawde zostawil Ci do
> rozpowszechniania, to teoretycznie masz prawo.
Aurora,przestan juz.Dajczgewand,bohater garnca68 klamie.Nie dalem mu zadnych
praw.On sobie je uzurpowal,jak zreszta i prawo do decydowania kto jest,a kto
nie jest TW.To sa jego kompleksy(jego tata ma teczke w IPN)i leczy je sobie po
spolu z chora psychicznie patience.
> To faktycznie dokument epoki i jesli on naprawde zostawil Ci do
> rozpowszechniania, to teoretycznie masz prawo.
Aurora,przestan juz.Dajczgewand,bohater garnca68 klamie.Nie dalem mu zadnych
praw.On sobie je uzurpowal,jak zreszta i prawo do decydowania kto jest,a kto
nie jest TW.To sa jego kompleksy(jego tata ma teczke w IPN)i leczy je sobie po
spolu z chora psychicznie patience.
Gwarantuje,ze oszalal.
gdzie to zakazane?
Jesli on chwalil sie przed znajomymi kazirodcza miloscia z siostra, to by
faktycznie wskazywalo na psychopatie. A moze to byl jezyk symboliczny, moze on
cos innego naprawde mial na mysli? Nie znam go, wiec nie mam pojecia. Wyczuwam,
ze cos go chyba dreczy.
faktycznie wskazywalo na psychopatie. A moze to byl jezyk symboliczny, moze on
cos innego naprawde mial na mysli? Nie znam go, wiec nie mam pojecia. Wyczuwam,
ze cos go chyba dreczy.
...a co do pozi ,gwarantuje ze ci noz w plecy wsadzi przy perwszej okazji...
Jeszcze niechcący wytworzę nastrój ,, grozy, szczegolnie
jesli chodzi o mnie lub drf.’’ i stanie się ....
,,Ba, moglabym nawet tobie wytoczyc sprawe, za wytwarzanie nastroju
grozy wokol mojej osoby, ktore moglabym uznac za nekanie, nonie? ‘’
Tak więc kończę tym humorystycznym akcentem.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
patience napisała:
> Ba, raz nawet Palnicka usilowalas postraszyc, ze w Kraju trafil na Osla za
to, ze mnie cytowal....:D:D:D Jestes specjalistka od wytwarzania nastroju
grozy, szczegolnie jesli chodzi o mnie lub drf.
Do uzmysłowienia twoich urojeń nawet bardziej adekwatny będzie ten post :
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=13&w=49362436&a=50157373
Wytłumaczę ci, jak dziecku ze szkoły specjalnej - post trafił na oślą, bo
Palnick podał źródło, czyli twój post z innego forum, a zatem admin mógł,
zgodnie z netykietą uznać wypowiedź Palnicka za spam. Nie dlatego, że cytował
ciebie chora istoto, tylko dlatego, że W OGÓLE CYTOWAŁ. To, że akurat ciebie,
nie ma najmniejszego znaczenia.
Gdzie tu masz STRASZENIE PALNICKA ?
Gdzie masz jakiś nastrój grozy ?
Czy jesteś w stanie jeszcze zrozumieć proste rzeczy, czy nienawiść zupełnie
odebrała ci rozum?
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
> Ba, raz nawet Palnicka usilowalas postraszyc, ze w Kraju trafil na Osla za
to, ze mnie cytowal....:D:D:D Jestes specjalistka od wytwarzania nastroju
grozy, szczegolnie jesli chodzi o mnie lub drf.
Do uzmysłowienia twoich urojeń nawet bardziej adekwatny będzie ten post :
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=13&w=49362436&a=50157373
Wytłumaczę ci, jak dziecku ze szkoły specjalnej - post trafił na oślą, bo
Palnick podał źródło, czyli twój post z innego forum, a zatem admin mógł,
zgodnie z netykietą uznać wypowiedź Palnicka za spam. Nie dlatego, że cytował
ciebie chora istoto, tylko dlatego, że W OGÓLE CYTOWAŁ. To, że akurat ciebie,
nie ma najmniejszego znaczenia.
Gdzie tu masz STRASZENIE PALNICKA ?
Gdzie masz jakiś nastrój grozy ?
Czy jesteś w stanie jeszcze zrozumieć proste rzeczy, czy nienawiść zupełnie
odebrała ci rozum?
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
Rozpowszechnia. Oblecial pol Sztokholmu z szczegolnym uwzglednieniem znajomych
swojej siostry oraz jej meza, twierdzac, ze ta story ma charakter wspomnienia.
Czyli ze uprawial kazirodcza milosc z siostra, potem ona zostala luksusowa
prostytutka streczona przez ich ojca, etc. A potem ze Sztokholmu wyjechal, a
siostra zostala. Tylko nie wiem czy to dokument epoki czy dokument psychopatii i
zboczonej wyobrazni.
--
terra
toolbar
swojej siostry oraz jej meza, twierdzac, ze ta story ma charakter wspomnienia.
Czyli ze uprawial kazirodcza milosc z siostra, potem ona zostala luksusowa
prostytutka streczona przez ich ojca, etc. A potem ze Sztokholmu wyjechal, a
siostra zostala. Tylko nie wiem czy to dokument epoki czy dokument psychopatii i
zboczonej wyobrazni.
--
terra
toolbar
To faktycznie dokument epoki i jesli on naprawde zostawil Ci do
rozpowszechniania, to teoretycznie masz prawo. Tylko zastanawiam sie dlaczego
on sam ich nie rozpowszechnia? Moze dzis dlaczegos ich sie wstydzi? Nie mysle,
zeby czlowiek musial sie wstydzic za swych rodzicow, nawet najgorszych, jesli
sam jest OK. Kazdy odpowiada tylko za wlasne czyny, do pewnego stopnia rodzice
odpowiadaja za dzieci, ale nigdy dzieci za rodzicow. :)
rozpowszechniania, to teoretycznie masz prawo. Tylko zastanawiam sie dlaczego
on sam ich nie rozpowszechnia? Moze dzis dlaczegos ich sie wstydzi? Nie mysle,
zeby czlowiek musial sie wstydzic za swych rodzicow, nawet najgorszych, jesli
sam jest OK. Kazdy odpowiada tylko za wlasne czyny, do pewnego stopnia rodzice
odpowiadaja za dzieci, ale nigdy dzieci za rodzicow. :)
Types of harassments
There are a number of harassments that fall into this category.
* Bullying
Harassment that can occur on the playground, school, in the workforce or
any other place. Usually physical and psychological harassing behavior
perpetrated against an individual, by one or more persons.
* Gang Stalking
This is a psychological attack that can completely destroy a person's life
while leaving little or no trace to identify the perpetrators. It's a
combination of organized harassment and mobbing except it takes place outside in
the community, and targets are stalked and harassed 24/7 by citizen gangs.
* Psychological harassment
This is humiliating or abusive behavior that lowers a person’s self-esteem
or causes them torment. This can take the form of verbal comments, actions or
gestures. Falling into this category are harassment's such as workplace mobbing,
and gang stalking which is a form of community mobbing and organized stalking
combined.
* Racial harassment
The targeting of an individual because of their race or ethnicity. The
harassment's include words, deeds, and actions, that are specifically designed
to make the target feel degraded due to their race of origin or ethnicity.
* Religious harassment
Verbal, psychological or physical harassment's used against targets
because they choose to practice a specific religion.
* Sexual harassment
Harassment that can happen anywhere but is most common in the workplace,
and schools. It involves unwanted and unwelcome, words, deeds, actions,
gestures, symbols, or behaviors of a sexual nature that make the target feel
uncomfortable. Gender and sexual orientation harassment fall into this family.
* Stalking
The unauthorized following and surveillance of an individual, to the
extent that the persons privacy is unacceptably intruded upon, and the victim
fears for their safety.
* Street harassment
This is harassment that happens out in public, or while walking down the
street. Involves lewd and unwelcome words, deeds and actions.
en.wikipedia.org/wiki/Harassment
There are a number of harassments that fall into this category.
* Bullying
Harassment that can occur on the playground, school, in the workforce or
any other place. Usually physical and psychological harassing behavior
perpetrated against an individual, by one or more persons.
* Gang Stalking
This is a psychological attack that can completely destroy a person's life
while leaving little or no trace to identify the perpetrators. It's a
combination of organized harassment and mobbing except it takes place outside in
the community, and targets are stalked and harassed 24/7 by citizen gangs.
* Psychological harassment
This is humiliating or abusive behavior that lowers a person’s self-esteem
or causes them torment. This can take the form of verbal comments, actions or
gestures. Falling into this category are harassment's such as workplace mobbing,
and gang stalking which is a form of community mobbing and organized stalking
combined.
* Racial harassment
The targeting of an individual because of their race or ethnicity. The
harassment's include words, deeds, and actions, that are specifically designed
to make the target feel degraded due to their race of origin or ethnicity.
* Religious harassment
Verbal, psychological or physical harassment's used against targets
because they choose to practice a specific religion.
* Sexual harassment
Harassment that can happen anywhere but is most common in the workplace,
and schools. It involves unwanted and unwelcome, words, deeds, actions,
gestures, symbols, or behaviors of a sexual nature that make the target feel
uncomfortable. Gender and sexual orientation harassment fall into this family.
* Stalking
The unauthorized following and surveillance of an individual, to the
extent that the persons privacy is unacceptably intruded upon, and the victim
fears for their safety.
* Street harassment
This is harassment that happens out in public, or while walking down the
street. Involves lewd and unwelcome words, deeds and actions.
en.wikipedia.org/wiki/Harassment
©
Zadałam sobie nieco trudu i odszukałam ten post. Zobacz, jaka jesteś śmieszna.
Ech..... szkoda nawet słów.
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=13&w=49362436&a=50146687
PS. Odmaszerować to sobie możesz powiedzieć do swojego kotka. Do powiedzenia to
ty specjalnie nic nie masz, bo co może mieć na swoje usprawiedliwienie forumowy
świntuch ?
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
> 1. Nikt w sieci nie jest anonimowy.
A co marzy ci się wywleczenie jeszcze danych innych osób, fotografii,
sytuacji rodzinnej ? Sam Pozarski nie wystarcza ?
>2. To bardzo niemoralne szczuc swira na kogos, bo swir to chory czlowiek. Nie
wykorzystuje sie chorych ludzi, chyba, ze sie jest samemu osoba wysoce
niemoralna.
O czym ty kobieto bredzisz ? Zabawna jestes z tym szczuciem, klimatami grozy,
straszeniem Palnicka (!).
Narobiłaś świństw, a teraz szukasz punktu zaczepienia, by odwrócic uwagę od
swoich czynów. Lecz się chora istoto.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
A co marzy ci się wywleczenie jeszcze danych innych osób, fotografii,
sytuacji rodzinnej ? Sam Pozarski nie wystarcza ?
>2. To bardzo niemoralne szczuc swira na kogos, bo swir to chory czlowiek. Nie
wykorzystuje sie chorych ludzi, chyba, ze sie jest samemu osoba wysoce
niemoralna.
O czym ty kobieto bredzisz ? Zabawna jestes z tym szczuciem, klimatami grozy,
straszeniem Palnicka (!).
Narobiłaś świństw, a teraz szukasz punktu zaczepienia, by odwrócic uwagę od
swoich czynów. Lecz się chora istoto.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
Mam do powiedzenia 2 rzeczy, i zdaje sie ze obie zrozumialas. Ale dla porzadku
powtorze raz jeszcze:
1. Nikt w sieci nie jest anonimowy.
2. To bardzo niemoralne szczuc swira na kogos, bo swir to chory czlowiek. Nie
wykorzystuje sie chorych ludzi, chyba, ze sie jest samemu osoba wysoce niemoralna.
To by bylo na tyle.
--
terra
toolbar
powtorze raz jeszcze:
1. Nikt w sieci nie jest anonimowy.
2. To bardzo niemoralne szczuc swira na kogos, bo swir to chory czlowiek. Nie
wykorzystuje sie chorych ludzi, chyba, ze sie jest samemu osoba wysoce niemoralna.
To by bylo na tyle.
--
terra
toolbar
patience napisała
> Ba, raz nawet Palnicka usilowalas postraszyc, ze w Kraju trafil na Osla za
to, ze mnie cytowal....
O... to jakaś nowość... groziłam (czym?) za cytowanie ? Coraz gorzej z tobą
biedna Patience.
> D Jestes specjalistka od wytwarzania nastroju grozy, szczegolnie
jesli chodzi o mnie lub drf.
Jak ja to robię ? Nie sądziłam, że mam takie zdolności ! Gdzie konkretnie ta
groza, bijąca z moich postów ?
> twoja napastliwosc
Jakiś przykład tej napastliwości poproszę.
> Ba, moglabym nawet tobie wytoczyc sprawe, za wytwarzanie nastroju
grozy wokol mojej osoby, ktore moglabym uznac za nekanie, nonie?
Śmiało, wytaczaj. Rozbawiłaś mnie do łez w tym momencie..... Wytoczenie procesu
z powodu wytwarzania nastroju grozy !!!!!! Dobre, ty jednak masz ewidentnie coś
nie tak pod sufitem.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
> Ba, raz nawet Palnicka usilowalas postraszyc, ze w Kraju trafil na Osla za
to, ze mnie cytowal....
O... to jakaś nowość... groziłam (czym?) za cytowanie ? Coraz gorzej z tobą
biedna Patience.
> D Jestes specjalistka od wytwarzania nastroju grozy, szczegolnie
jesli chodzi o mnie lub drf.
Jak ja to robię ? Nie sądziłam, że mam takie zdolności ! Gdzie konkretnie ta
groza, bijąca z moich postów ?
> twoja napastliwosc
Jakiś przykład tej napastliwości poproszę.
> Ba, moglabym nawet tobie wytoczyc sprawe, za wytwarzanie nastroju
grozy wokol mojej osoby, ktore moglabym uznac za nekanie, nonie?
Śmiało, wytaczaj. Rozbawiłaś mnie do łez w tym momencie..... Wytoczenie procesu
z powodu wytwarzania nastroju grozy !!!!!! Dobre, ty jednak masz ewidentnie coś
nie tak pod sufitem.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
Pojawiasz sie i znikasz. Nigdy niczego nie wiesz i nikogo nie tropisz, ale
zawsze wiesz kiedy i gdzie wejsc zeby napisac gromkie potepienie. Ba, raz nawet
Palnicka usilowalas postraszyc, ze w Kraju trafil na Osla za to, ze mnie
cytowal....:D:D:D Jestes specjalistka od wytwarzania nastroju grozy, szczegolnie
jesli chodzi o mnie lub drf. Oraz specjalistka od moralnosci i dranstw taka, ze
jak jakis doopek wyzywa kobiety od szmat, wymachuje podpaskami etc. to jakos
twego wzburzenia nie budzi. A poniewaz osoby wzbudzajace twoje tak szczegolne
zainteresowanie nigdy z toba sie nie klocily, to ta twoja napastliwosc sie jakos
inaczej chyba musi tlumaczyc. Juz widze, jak administracja portalu siedzi i
czyta wszystko co ja pisze, a potem czyta wszystko co pisza userzy z FAQ na
innych forach, zeby wyciac ewentualne cytaty z mojej skromnej osoby.
PS. a jesli chodzi o pozieewy, to sytuacja wyglada na dzisiaj tak, ze najwieksze
szanse na wygrany pozew mam ja. Przeciwko poziemu. Ale mu nie grozi, bo jest
szurniety. Ba, moglabym nawet tobie wytoczyc sprawe, za wytwarzanie nastroju
grozy wokol mojej osoby, ktore moglabym uznac za nekanie, nonie? Kwestia nekania
to rzecz subiektywna. Niekoniecznie dlatego, by wygrac. Z czystej ciekawosci,
jak sie nazywasz:D
--
terra
toolbar
zawsze wiesz kiedy i gdzie wejsc zeby napisac gromkie potepienie. Ba, raz nawet
Palnicka usilowalas postraszyc, ze w Kraju trafil na Osla za to, ze mnie
cytowal....:D:D:D Jestes specjalistka od wytwarzania nastroju grozy, szczegolnie
jesli chodzi o mnie lub drf. Oraz specjalistka od moralnosci i dranstw taka, ze
jak jakis doopek wyzywa kobiety od szmat, wymachuje podpaskami etc. to jakos
twego wzburzenia nie budzi. A poniewaz osoby wzbudzajace twoje tak szczegolne
zainteresowanie nigdy z toba sie nie klocily, to ta twoja napastliwosc sie jakos
inaczej chyba musi tlumaczyc. Juz widze, jak administracja portalu siedzi i
czyta wszystko co ja pisze, a potem czyta wszystko co pisza userzy z FAQ na
innych forach, zeby wyciac ewentualne cytaty z mojej skromnej osoby.
PS. a jesli chodzi o pozieewy, to sytuacja wyglada na dzisiaj tak, ze najwieksze
szanse na wygrany pozew mam ja. Przeciwko poziemu. Ale mu nie grozi, bo jest
szurniety. Ba, moglabym nawet tobie wytoczyc sprawe, za wytwarzanie nastroju
grozy wokol mojej osoby, ktore moglabym uznac za nekanie, nonie? Kwestia nekania
to rzecz subiektywna. Niekoniecznie dlatego, by wygrac. Z czystej ciekawosci,
jak sie nazywasz:D
--
terra
toolbar
Nigdzie nie trafiałam. Nie snują domysłów, nie przeprowadzam dochodzenia, nie
ma tu oznak żadnego podniecenia. Jeśli ktokolwiek jest podniecony, to ty sama.
Podałam kilka przykładów forumowego draństwa, czy napisałam coś niezgodnego z
prawdą ? Pominęłam tylko fakt, że w tym draństwie masz spory udział, ale to
przecież tak oczywiste, że nie trzeba tego podkreślać na każdym kroku.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
ma tu oznak żadnego podniecenia. Jeśli ktokolwiek jest podniecony, to ty sama.
Podałam kilka przykładów forumowego draństwa, czy napisałam coś niezgodnego z
prawdą ? Pominęłam tylko fakt, że w tym draństwie masz spory udział, ale to
przecież tak oczywiste, że nie trzeba tego podkreślać na każdym kroku.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
drf napisał:
> pozi grozi pozewem czy poziewem?
> Copyright ©
Najwyraźniej jego cierpliwość już się skończyła. Wprawdzie tekst jest świetny,
ale opublikowany bez jego zgody. Wklejanie cudzych zdjęć, podawanie
personaliów, zaznajamianie ludzi na forum publicznych z życiorysami innych
forumowiczów, komentowanie w sposób niewybredny poczynań ich rodziców to zwykłe
DRAŃSTWO. Moja sympatia dla Pana zmalała do zera.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
> pozi grozi pozewem czy poziewem?
> Copyright ©
Najwyraźniej jego cierpliwość już się skończyła. Wprawdzie tekst jest świetny,
ale opublikowany bez jego zgody. Wklejanie cudzych zdjęć, podawanie
personaliów, zaznajamianie ludzi na forum publicznych z życiorysami innych
forumowiczów, komentowanie w sposób niewybredny poczynań ich rodziców to zwykłe
DRAŃSTWO. Moja sympatia dla Pana zmalała do zera.
--
,,Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy
Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor'' - premier J.Kaczyński
Szanowny Panie terran, watpie czy to na ma czesc, bo znam p. Pozarkiego tylko z
tego forum i to od paru miesiecy. Mysle jednak, ze wspolna ideologia i historia
laczy pana p. Pozarskim, nie ze mna. Nie mniej przynam, ze zabawny jest ten
wasz pojedynek.
:)
tego forum i to od paru miesiecy. Mysle jednak, ze wspolna ideologia i historia
laczy pana p. Pozarskim, nie ze mna. Nie mniej przynam, ze zabawny jest ten
wasz pojedynek.
:)
Skoro jestes autorem tego tekstu, to puszczaj dalej, panie Pozarski -
abstrahujac od panskiego zapieklego konfliktu z drf;)
abstrahujac od panskiego zapieklego konfliktu z drf;)
pozi grozi pozewem czy poziewem?
Copyright ©
©
--------------------------------------------------------------------------------
daleko.
Agora S.A. - wydawca portalu Gazeta.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść
wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum. Osoby zamieszczające
wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą
ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną. Więcej informacji.
--------------------------------------------------------------------------------
It's when killings become murder
That they find a suitable victim:
A stooped silhouette, faceless shadow;
From their midst yet unknown.
Like childhood part of the whole,
Yet too painful.
A burning recollection of an image
Impressed upon their collective memory.
Tearful as early morning meadows,
As rain drops turned into black hailstones.
Painful yet undiagnosed this source of death,
Known yet well hidden from our sight,
Keeps popping up like some springtime buds
Blossoming outside, out of reach.
And it is then that the killer strikes;
And it is murder.
Except that the victim is just
Another faceless silhouette.
©
That they find a suitable victim:
A stooped silhouette, faceless shadow;
From their midst yet unknown.
Like childhood part of the whole,
Yet too painful.
A burning recollection of an image
Impressed upon their collective memory.
Tearful as early morning meadows,
As rain drops turned into black hailstones.
Painful yet undiagnosed this source of death,
Known yet well hidden from our sight,
Keeps popping up like some springtime buds
Blossoming outside, out of reach.
And it is then that the killer strikes;
And it is murder.
Except that the victim is just
Another faceless silhouette.
©
(...prawdziwy wrog ?)
Here they fell:
Face to face
With the others.
Here they fell:
Their eyes glaring
At each other.
Did they see
What we
Can see?
Did they say
What we
Can say?
Did they feel
What we
Can feel?
Here
Trees sink
Roots into
Their
Stilled eyes.
Here grass
Wave goodbye
To their
Butchered lives.
Here they fell:
Knowing; un-
Knowing.
We can't pretend
We've grasped
The un-
Graspable.
Here they fell:
Face to face
With the others.
Here they fell:
Their eyes glaring
At each other.
Did they see
What we
Can see?
Did they say
What we
Can say?
Did they feel
What we
Can feel?
Here
Trees sink
Roots into
Their
Stilled eyes.
Here grass
Wave goodbye
To their
Butchered lives.
Here they fell:
Knowing; un-
Knowing.
We can't pretend
We've grasped
The un-
Graspable.
bowa=sanatorium_psychiatryczne=bw06=ildefons_zgryz.bieruta=qrwa.meska
tekstu;ty go ukradles.W ogole lubisz brac od innych,sobie przypisujac chwale.
Tak to juz z ludzmi o squ..synskim charakterze jest.
Tak to juz z ludzmi o squ..synskim charakterze jest.
pierwszy znany mi tekst pisarza to "Krazownik Aurora." ( na czesc Pani?
).Kompletny socsurrealizm . doskonaly tekst...pojawil sie w pismie "oToTo" w
1977 w Sztokholmie ...
"I sold my ass to everyone,
I sold it left and I sold it right;
Some cocks I greased, some I took dry.
Now old bald cunt I stay at home
And with what's left of my dried up tongue
I lick some sore dicks of my fellowman,
Przyznam szczerze, ze bardzo mi sie podoba.
Poniewaz nie chcialem sie sam delektowac jego trescia, postanowilem go rozeslac
do wszystkich mozliwych i nie- miejsc, zaczynajac od ambasady w Kuala Lumpur.
Nie mialem adresu, ale juz w tamtych czasach brak adresu byl tylko chwilowym
handikapem. Wystukalem jej nazwisko na Alta Vista i dostalem 284 odpowiedzi
wlacznie z e-mailem kazdego ze zrodel. Ten Internet to wielka rzecz! Czasami
przychodzi mi do glowy slowo: bog. 284 odpowiedzi, w ktorych nie zabraklo
miejsca i na jej meza, mojego szwagra, o ktorym, zebym nie zapomnial, opowiem:
Michas, Misio, pojawil sie wlasciwie znikad i zupelnie niespodziewanie, pare lat
po rozprawiczeniu Mirusi przez Adama T. Dopiero moj pozniejszy rysercz ujawnil,
ze byl jednym z obiecujacych pracownikow departamentu, ktorego tajnym szefem byl
moj ojciec. W naszej rodzinie nic, co sie dzialo naprawde, nigdy nie bylo jawne,
zas co bylo widac bylo golym okiem, nie zostalo nigdy wyartykulowane tak, aby i
dziecko zrozumialo. Misio wlasnie maturowal w specjalnej szkole przy Komitecie
Centralnym Glownodowodzacego Armia Przodkow, gdzie ojciec byl kierownikiem
studiow nad wyzszoscia raksizmu nad wszystkie inne izmy. Tak sie poznali. Reszta
rodziny jeszcze nic o nim nie wiedziala, kiedy glowa naszej rodziny juz go
uznala za prawowitego spadkobierce Idei, ktorej kazde zdanie wypelnione bylo
nigdy nie sprawdzonymi tezami, antytezami i syntezami, i ktore zalegaly mozg
ojca nawet kiedy nie byl juz w stanie rozpoznac swiata, w ktorym zyl.
Misio byl (no, jest jeszcze) spadkobierca zupelnie innego swiata. Pochodzil z
rodziny tworcy zupelnie innej ideologii, wrecz biegunowo przeciwnej ojca, choc
jej autor, bliski krewny Michasia, podobnie jak i ojciec, uwazal Lolske za
naturalnego sprzymierzenca Osji i wroga Miemiec. W tym miejscu ich drogi sie
spotykaly. W innym miejscu, tam gdzie ojcu wydawalo sie, ze Raks kierowal sie
najswiatlejszymi ideami, idee Misia byly rownie intensywnie antyidowe, co i
Raksa, ale ojciec jakby, choc widzial tak daleko, tego nie zauwazyl. Misio
uwazal (do dzis uwaza) Idow za naturalnych wrogow wszystkiego, co lolskie i
dlatego robil wszystko, co bylo w jego mocy, zeby temu zaradzic."
).Kompletny socsurrealizm . doskonaly tekst...pojawil sie w pismie "oToTo" w
1977 w Sztokholmie ...
"I sold my ass to everyone,
I sold it left and I sold it right;
Some cocks I greased, some I took dry.
Now old bald cunt I stay at home
And with what's left of my dried up tongue
I lick some sore dicks of my fellowman,
Przyznam szczerze, ze bardzo mi sie podoba.
Poniewaz nie chcialem sie sam delektowac jego trescia, postanowilem go rozeslac
do wszystkich mozliwych i nie- miejsc, zaczynajac od ambasady w Kuala Lumpur.
Nie mialem adresu, ale juz w tamtych czasach brak adresu byl tylko chwilowym
handikapem. Wystukalem jej nazwisko na Alta Vista i dostalem 284 odpowiedzi
wlacznie z e-mailem kazdego ze zrodel. Ten Internet to wielka rzecz! Czasami
przychodzi mi do glowy slowo: bog. 284 odpowiedzi, w ktorych nie zabraklo
miejsca i na jej meza, mojego szwagra, o ktorym, zebym nie zapomnial, opowiem:
Michas, Misio, pojawil sie wlasciwie znikad i zupelnie niespodziewanie, pare lat
po rozprawiczeniu Mirusi przez Adama T. Dopiero moj pozniejszy rysercz ujawnil,
ze byl jednym z obiecujacych pracownikow departamentu, ktorego tajnym szefem byl
moj ojciec. W naszej rodzinie nic, co sie dzialo naprawde, nigdy nie bylo jawne,
zas co bylo widac bylo golym okiem, nie zostalo nigdy wyartykulowane tak, aby i
dziecko zrozumialo. Misio wlasnie maturowal w specjalnej szkole przy Komitecie
Centralnym Glownodowodzacego Armia Przodkow, gdzie ojciec byl kierownikiem
studiow nad wyzszoscia raksizmu nad wszystkie inne izmy. Tak sie poznali. Reszta
rodziny jeszcze nic o nim nie wiedziala, kiedy glowa naszej rodziny juz go
uznala za prawowitego spadkobierce Idei, ktorej kazde zdanie wypelnione bylo
nigdy nie sprawdzonymi tezami, antytezami i syntezami, i ktore zalegaly mozg
ojca nawet kiedy nie byl juz w stanie rozpoznac swiata, w ktorym zyl.
Misio byl (no, jest jeszcze) spadkobierca zupelnie innego swiata. Pochodzil z
rodziny tworcy zupelnie innej ideologii, wrecz biegunowo przeciwnej ojca, choc
jej autor, bliski krewny Michasia, podobnie jak i ojciec, uwazal Lolske za
naturalnego sprzymierzenca Osji i wroga Miemiec. W tym miejscu ich drogi sie
spotykaly. W innym miejscu, tam gdzie ojcu wydawalo sie, ze Raks kierowal sie
najswiatlejszymi ideami, idee Misia byly rownie intensywnie antyidowe, co i
Raksa, ale ojciec jakby, choc widzial tak daleko, tego nie zauwazyl. Misio
uwazal (do dzis uwaza) Idow za naturalnych wrogow wszystkiego, co lolskie i
dlatego robil wszystko, co bylo w jego mocy, zeby temu zaradzic."
tez tak sadze...dokument epoki
pisarz bardzo kontrowersyjny
w srodowisku emigracji skandynawskiej...
Pare lat temu zostawil mi swoje teksty
do rozpowszechnienia
co dzisiaj czynie...
"Co czwartek zbierali sie w naszym mieszkaniu najprzedniejsi intelektualisci
stolicy. Bywal podobno, choc dowodow na to brak, Wielki Umysl Uakowski, zaciekle
broniacy wolnosci slowa w dalekiej Ameryce, na wlasnych smieciach jednak
przyzwalal jedynie na dyskusje w kregu podobnych jemu mlodych raksistow. Bywal
tez slynny potem Bus, ekonomista spoldzielczosci; wspomniany juz Piesek, krytyk
literacki, ktory zrobil w Stanach niezwykla kariere na krotkiej wersji dziel
wszystkich Szekspira; Bako, socjolog strukturalista, interpretator
Levi-Strauss'a, wciskajac szeroki rozmach "Smutku Tropikow" w kuse ubranko
objawionych prawd Wielkiego Lina, szczegolnie jezykoznawczych prawd; Adam T.,
ktory skorzystal z okazji i pozbawil moja siostre dziewictwa, ale znany byl
przede wszystkim z niezwyklych talentow edytorskich (jego jedyne dzielo
literackie, Stajnia Augiasza, podobnie do jedynego dziela literackiego mojego
ojca, Muchy chodza po mozgu, ktore zreszta tylko przetlumaczyl z angielskiego,
ulegly rownie szybkiemu procesowi zapomnienia, co i ich wspolne lata walki o
Lepsze Jutro); Thaddeus P., satyryk, ktorego pisarski talent koncentrowal sie na
rymowanych czterowierszach, w ktorych z przesadna dosadnoscia atakowal zakusy
anglo-amerykanskiego imperializmu, by w pozniejszch latach calkowicie oddac sie
pisaniu jednej sztuki, ktorej trzeci akt ulegal niekonczacym sie zmianom,
biegnacych rownolegle ze zmianami dokonywanymi w oficjalnej interpretacji
Hisrorii Ruchu. Sztuka bowiem byla o Ruchu. Goscmi w naszm domu byli takze
liczni przedstawiciele miedzynarodowych ruchow na rzecz Pokoju, tajni agenci
wywiadow, czasami kobietki lekkiego prowadzenia sie, pozostajace w gestii
ministerstwa spraw zagranicznych (moze to dlatego Mireczka na stare lata
zasiadla za biurkiem dzialu wizowego ambasady w Kuala Lumpur?), z wielkim
oddaniem oddajac sie zagranicznym gosciom, a czasami wprowadzajac i mnie w
tajniki wyalienowanego seksu. Moja siostra podawala im wszystkim angielska
herbatke, towar niedostepny na rynku; niedopite resztki spijala Hela w trakcie
zmywania naczyn."
pozdrawiam
pisarz bardzo kontrowersyjny
w srodowisku emigracji skandynawskiej...
Pare lat temu zostawil mi swoje teksty
do rozpowszechnienia
co dzisiaj czynie...
"Co czwartek zbierali sie w naszym mieszkaniu najprzedniejsi intelektualisci
stolicy. Bywal podobno, choc dowodow na to brak, Wielki Umysl Uakowski, zaciekle
broniacy wolnosci slowa w dalekiej Ameryce, na wlasnych smieciach jednak
przyzwalal jedynie na dyskusje w kregu podobnych jemu mlodych raksistow. Bywal
tez slynny potem Bus, ekonomista spoldzielczosci; wspomniany juz Piesek, krytyk
literacki, ktory zrobil w Stanach niezwykla kariere na krotkiej wersji dziel
wszystkich Szekspira; Bako, socjolog strukturalista, interpretator
Levi-Strauss'a, wciskajac szeroki rozmach "Smutku Tropikow" w kuse ubranko
objawionych prawd Wielkiego Lina, szczegolnie jezykoznawczych prawd; Adam T.,
ktory skorzystal z okazji i pozbawil moja siostre dziewictwa, ale znany byl
przede wszystkim z niezwyklych talentow edytorskich (jego jedyne dzielo
literackie, Stajnia Augiasza, podobnie do jedynego dziela literackiego mojego
ojca, Muchy chodza po mozgu, ktore zreszta tylko przetlumaczyl z angielskiego,
ulegly rownie szybkiemu procesowi zapomnienia, co i ich wspolne lata walki o
Lepsze Jutro); Thaddeus P., satyryk, ktorego pisarski talent koncentrowal sie na
rymowanych czterowierszach, w ktorych z przesadna dosadnoscia atakowal zakusy
anglo-amerykanskiego imperializmu, by w pozniejszch latach calkowicie oddac sie
pisaniu jednej sztuki, ktorej trzeci akt ulegal niekonczacym sie zmianom,
biegnacych rownolegle ze zmianami dokonywanymi w oficjalnej interpretacji
Hisrorii Ruchu. Sztuka bowiem byla o Ruchu. Goscmi w naszm domu byli takze
liczni przedstawiciele miedzynarodowych ruchow na rzecz Pokoju, tajni agenci
wywiadow, czasami kobietki lekkiego prowadzenia sie, pozostajace w gestii
ministerstwa spraw zagranicznych (moze to dlatego Mireczka na stare lata
zasiadla za biurkiem dzialu wizowego ambasady w Kuala Lumpur?), z wielkim
oddaniem oddajac sie zagranicznym gosciom, a czasami wprowadzajac i mnie w
tajniki wyalienowanego seksu. Moja siostra podawala im wszystkim angielska
herbatke, towar niedostepny na rynku; niedopite resztki spijala Hela w trakcie
zmywania naczyn."
pozdrawiam
Tekst moze ciekawy,ale p.Dajczgewand go ukradl i nie powinien go, ot tak sobie,
puszczac na aqua.Jestem autorem tego tekstu, a on go puszcza bo ma charakter
ubeka.
puszczac na aqua.Jestem autorem tego tekstu, a on go puszcza bo ma charakter
ubeka.
Prosimy o dalszy ciag. Bardzo ciekawy tekst.
:)
:)
Skopac Kuronia po jego smierci,to umiesz; dawac na forum rzeczy,ktore do ciebie
nie naleza,taki sobie maly szantazyk,tez potrafisz.Ale cos zwyklego i swojego -
tego nie potrafisz.Dwa lata obcowania z faszyzoidalna osobka,a wyszedl z ciebie
sku..syn.Mozesz sobie pogratulowac.
nie naleza,taki sobie maly szantazyk,tez potrafisz.Ale cos zwyklego i swojego -
tego nie potrafisz.Dwa lata obcowania z faszyzoidalna osobka,a wyszedl z ciebie
sku..syn.Mozesz sobie pogratulowac.
Nie musi mi pan odpowiadac; zupelnie mi nie zalezy na jakiejkolwiek odpowiedzi!
Znam ich tysiace, czasami nawet spisanych pieknym jezykiem, jezykiem, ktory
nadawalby sie raczej do jakiegos przeswietnego dziela o nieprzemijajacych
wartosciach, gdyby od poczatku do konca nie byly jedynie proba oczyszczenia,
wymazania ze swojej historii tego wstydliwego faktu prostytucji siebie dla
jednej jedynej wartosci: Wladzy. Im wszystkim wydawalo sie, ze sa wieszczami
zwiastujacymi nadejscie Nowego, choc wszyscy z cala pewnoscia chcieli tylko
jednego: Wladzy. Wiem cos niecos na ten temat, zapewniam pana!
Dzieci, jak pan zapewne doskonale wie, nie sa aniolami, ani niewinnymi i
biernymi obserwatorami swiata doroslych. Dzieci doskonale wiedza, co to znaczy
wladza doskonala i wspaniale potrafia wyczuc slabosc nawet tam, gdzie doroslemu
wydaje sie, ze ja wepchnal tak gleboko, iz stala sie zupelnie niewidoczna. Moj
ojciec zawsze wymagal od nas uczciwosci i prawdy, ale zakrety historii, ktore co
jakis czas towarzyszyly jego karierze, zmuszajac do ekwilibrystycznych
semantycznych sztuczek, wprowadzaly tak niezwykly chaos pojeciowy, gdzie
wczorajsza prawda stawala sie niespodziewanie dzisiejszym klamstwem, ze my,
dzieci, z wielka satysfakcja obserwowalismy te wszystkie Niesmiertelne Prawdy,
ktore jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki przeradzaly sie w Zwykle
Oszustwo. Nic dobrego nie moglo z takiego stanu rzeczy wyniknac. Te wszystkie:
Silna wola! Rewolucjonista nie placze! Prawdziwy Unista nie klamie! Boga nie ma!
Nin powiedzial! Lin przewidzial! - ten potok balwochwalczych uniesien, ktore z
rownym impetem wzlatywaly, co i przepadaly gdzies w zakamarkach dusz tych
niezrownanych oszustow...Czy musze panu mowic, ze te ciagle zmiany Podstawowych
Praw Zycia, te hasla, z ktorych znikaly pewne wyrazy i nazwiska, ze to wszystko
odbywalo sie w zawrotnym tempie? Dzisiejszy "Unista nie klamie", jutro stawal
sie "Czasami lepiej nie powiedziec prawdy dla prawdy wyzszej od dzisiejszej
prawdy". To byla nauka zycia! Co zakret to nowe zasady, choc niebezpieczenstwo,
ze sie z zakretu nie wyjdzie, czyhalo codziennie. Szybko uczylismy sie tego
niezrownanego stylu i w bardzo krotkim czasie opanowalismy glowne zasady. Przede
wszystkim klamac tak, zeby prawda wygladala jak klamstwo. Nie jest to latwa
sztuczka, ale praktyczne zastosowania niektorych jej elementow dostarczane nam
byly niemal codziennie slowami naszych niezrownanych rodzicow. Ojciec celowal w
dostarczaniu pewnych uniwersalnych prawd, ktore nie byly jednak absolutnie
uniwersalne, zawieraly bowiem pewne wyjatki, ktore mielismy samo przez sie
rozumiec. Na przyklad nalezalo kochac wszystkich (przede wszystkim robotnikow,
chlopow, murzynow, Chinczykow itd), ale nie wszystkich robotnikow, chlopow,
murzynow, Chinczykow itd. Na przyklad Chinczyk z Taiwanu, jesli byl bezrobotnym
robotnikiem, byl godny naszej milosci; jesli byl jednak robotnikiem pracujacym i
nie nalezal do Unistycznej Partii, no, takiego robotnika nie nalezalo kochac;
mozna go bylo ignorowac; na pewno nie nalezalo sie go nienawidziec. Nie.
Nienawisc byla zarezerwowana dla wyzszych sfer, z ktorymi ojciec spotykal sie w
czasie swoich zagranicznych wojazy usilujac, czasami bardzo skutecznie,
przekonac ich o sile naszych uczuc dla tych, ktorzy dla sprawy gotowi byli stac
sie bezrobotnymi Chinczykami, po to jedynie by zaskarbic sobie nasze gorace
uczucie. Po opuszczeniu mojej bylej ojczyzny spotykalem ich tu i owdzie,
piastujacych czesto najwyzsze stanowiska w rzadach i Instytutach Badania Spraw
Pokoju. Podobnie jak i rodzice, zupelnie zapomnieli o swojej przeszlosci. Nin i
Lin? Krecili przeczaco glowami prosto od fryzjera. Cos obilo sie im o uszy, ale
nic pewnego nie moga sobie przypomniec, zreszta mamy dzisiaj zupelnie inna
sytuacje; let bygones be bygones, mowili mi w obcym jezyku.
Bylem wtedy dzieckiem i dlatego tak dokladnie wszystko pamietam. Czasami
zdarzalo mi sie spotkac jakiegos profesora zajmujacego sie regulacja zachodnich
granic mojej bylej ojczyzny i choc zupelnie nie pamietam bym go kiedykolwiek
przedtem spotkal, poznaje go po zapachu slodkawych perfum, ktorych uzywal juz
jako swiezo upieczony magister historii. Jakkolwiek nie moglem nigdy narzekac na
moja wzrokowa pamiec, moja pamiec zmyslowa jest na duzo wyzszym poziomie. Nie
chce porownywac moich wrazen z tymi, ktore w pewnym pisarzu wywolaly tak
nieprawdopodobna rzeke slow, ze umarl pochylony nad 28 tomem wspomnien, tym nie
mniej jednak chcialbym, zeby wszystko co panu tu opowiadam, przyjmowal pan jako
jedyna i absolutna prawde mojego, Duszana Kahana, zycia. Troche zaluje, ze
potrzebowalem smierci, zeby nareszcie moc opowiedziec o zyciu, ale jak mowi
nasze przyslowie: Nie ma tego zlego, co by na dobre nie wyszlo.
Prawde powiedziawszy nigdy nie zrozumialem tego porzekadla, szczegolnie kiedy
doglebnie badajac tony zla wyrzadzonego niewinnym zupelnie ludziom, nie
znalazlem ani jednego przypadku, ktory potwierdzilby mi te, zdaje sie, ludowa
prawde. Nic nie szkodzi. Moze zreszta jest to tylko jeszcze jedna wersja do
znudzenia powtarzanego porzekadla Nietzschego "Co mnie nie zabije, doda mi
sily." W mojej ostatniej przystani powtarzaly to nawet przedszkolaki plci
meskiej pakujac lyzeczki do waginek piecioletnich kolezanek. Okazuje sie, ze im
bardziej wzniosle, tym mniej przydatne, choc kiedy jedynym celem jest wladza,
wtedy, co do tego nie ma watpliwosci, mozna by strawestowac Nietzschego i
powiedziec: Co ich zabije, doda mi sily.
Zdaje sie, ze zaczynam pana nudzic. Nic dziwnego, bo i mnie, poza seksem,
nudzilo prawie wszystko. Za chwile wroce do "tych spraw", ale najpierw chcialbym
wyglosic mowe pt:"Pasja intelektualisty w swietle badan nad ulomnoscia zycia i
nieuniknionoscia smierci." Podoba sie panu ten tytul? Wymyslilem go na
poczekaniu, w ogole nie zastanawiajac sie nad trescia tych slow. Credo pewnej
religii (pan z tym nie ma nic wspolnego) stanowi, ze na poczatku bylo Slowo.
Tymczasem i dziecko wie, ze na poczatku byl Czyn, Akcja, czy jak to nazwac.
Slowo musialo przyjsc po czynnosci, tak jak pieczona kaczka przychodzi po
pieczeniu, to chyba jasne? Wielkie dzieki, ze pan nie protestuje, ale moze pan
jest psychoanalitykiem?
W pewnym okresie mojego zycia, kiedy Mireczka juz stanowczo odrzucila moje amory
i nie pozwalala mi dotknac sie nawet na ulicy, moj zupelnie juz wyzwolony, a
nawet troche zdziczaly siusiak, zaczal sie domagac pewnych czynnosci, nie
okreslonych zadnym ze znanych mi Slow. Onanizowalem sie zaciekle, szczegolnie
kiedy siostra w koszuli nocnej, ktora dostala w prezencie od Marka B., sasiada z
domu obok, kladla sie do lozka. Odrzucalem wtedy koldre i zaciskajac lewa dlon
na czlonku (jeszcze nie wiedzialem, ze niekoniecznie trzeba bylo byc czlonkiem
Partii, zeby miec czlonka) zacznalem, jeczac przy tym i charczac, ceremonial
konczacy sie zwykle, nie, co ja mowie, zawsze konczacym sie poteznym, jak na
moje mozliwosci, wytryskiem nasienia. Moze to i brzmi zbyt klinicznie, ale fakt
pozostaje faktem: moja nowa pasja dodawala mi sil, podniecala wyobraznie, jednym
slowem sprowadzala skutki odwrotne do zacieklej propagandy w pobliskich
kosciolach, ale i w troche bardziej od naszego uswiadomionych domach. Bo musze
powiedziec, ze nasi rodzice nigdy, ni slowem ni czynem, nie przyczynili sie do
odkrycia pewnych dosc zasadniczych tajemnic ludzkiego ciala, nie mowiac juz o
fizjologii. Kazali nam kochac odleglych o tysiace kilometrow murzynow, ale o
milosci nie wspomnieli ani razu.
Co czwartek zbierali sie w naszym mieszkaniu najprzedniejsi intelektualisci
stolicy. Bywal podobno, choc dowodow na to brak, Wielki Umysl Uakowski, zaciekle
broniacy wolnosci slowa w dalekiej Ameryce, na wlasnych smieciach jednak
przyzwalal jedynie na dyskusje w kregu podobnych jemu mlodych raksistow. Bywal
tez slynny potem Bus, ekonomista spoldzielczosci; wspomniany juz Piesek, krytyk
literacki, ktory zrobil w St
Znam ich tysiace, czasami nawet spisanych pieknym jezykiem, jezykiem, ktory
nadawalby sie raczej do jakiegos przeswietnego dziela o nieprzemijajacych
wartosciach, gdyby od poczatku do konca nie byly jedynie proba oczyszczenia,
wymazania ze swojej historii tego wstydliwego faktu prostytucji siebie dla
jednej jedynej wartosci: Wladzy. Im wszystkim wydawalo sie, ze sa wieszczami
zwiastujacymi nadejscie Nowego, choc wszyscy z cala pewnoscia chcieli tylko
jednego: Wladzy. Wiem cos niecos na ten temat, zapewniam pana!
Dzieci, jak pan zapewne doskonale wie, nie sa aniolami, ani niewinnymi i
biernymi obserwatorami swiata doroslych. Dzieci doskonale wiedza, co to znaczy
wladza doskonala i wspaniale potrafia wyczuc slabosc nawet tam, gdzie doroslemu
wydaje sie, ze ja wepchnal tak gleboko, iz stala sie zupelnie niewidoczna. Moj
ojciec zawsze wymagal od nas uczciwosci i prawdy, ale zakrety historii, ktore co
jakis czas towarzyszyly jego karierze, zmuszajac do ekwilibrystycznych
semantycznych sztuczek, wprowadzaly tak niezwykly chaos pojeciowy, gdzie
wczorajsza prawda stawala sie niespodziewanie dzisiejszym klamstwem, ze my,
dzieci, z wielka satysfakcja obserwowalismy te wszystkie Niesmiertelne Prawdy,
ktore jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki przeradzaly sie w Zwykle
Oszustwo. Nic dobrego nie moglo z takiego stanu rzeczy wyniknac. Te wszystkie:
Silna wola! Rewolucjonista nie placze! Prawdziwy Unista nie klamie! Boga nie ma!
Nin powiedzial! Lin przewidzial! - ten potok balwochwalczych uniesien, ktore z
rownym impetem wzlatywaly, co i przepadaly gdzies w zakamarkach dusz tych
niezrownanych oszustow...Czy musze panu mowic, ze te ciagle zmiany Podstawowych
Praw Zycia, te hasla, z ktorych znikaly pewne wyrazy i nazwiska, ze to wszystko
odbywalo sie w zawrotnym tempie? Dzisiejszy "Unista nie klamie", jutro stawal
sie "Czasami lepiej nie powiedziec prawdy dla prawdy wyzszej od dzisiejszej
prawdy". To byla nauka zycia! Co zakret to nowe zasady, choc niebezpieczenstwo,
ze sie z zakretu nie wyjdzie, czyhalo codziennie. Szybko uczylismy sie tego
niezrownanego stylu i w bardzo krotkim czasie opanowalismy glowne zasady. Przede
wszystkim klamac tak, zeby prawda wygladala jak klamstwo. Nie jest to latwa
sztuczka, ale praktyczne zastosowania niektorych jej elementow dostarczane nam
byly niemal codziennie slowami naszych niezrownanych rodzicow. Ojciec celowal w
dostarczaniu pewnych uniwersalnych prawd, ktore nie byly jednak absolutnie
uniwersalne, zawieraly bowiem pewne wyjatki, ktore mielismy samo przez sie
rozumiec. Na przyklad nalezalo kochac wszystkich (przede wszystkim robotnikow,
chlopow, murzynow, Chinczykow itd), ale nie wszystkich robotnikow, chlopow,
murzynow, Chinczykow itd. Na przyklad Chinczyk z Taiwanu, jesli byl bezrobotnym
robotnikiem, byl godny naszej milosci; jesli byl jednak robotnikiem pracujacym i
nie nalezal do Unistycznej Partii, no, takiego robotnika nie nalezalo kochac;
mozna go bylo ignorowac; na pewno nie nalezalo sie go nienawidziec. Nie.
Nienawisc byla zarezerwowana dla wyzszych sfer, z ktorymi ojciec spotykal sie w
czasie swoich zagranicznych wojazy usilujac, czasami bardzo skutecznie,
przekonac ich o sile naszych uczuc dla tych, ktorzy dla sprawy gotowi byli stac
sie bezrobotnymi Chinczykami, po to jedynie by zaskarbic sobie nasze gorace
uczucie. Po opuszczeniu mojej bylej ojczyzny spotykalem ich tu i owdzie,
piastujacych czesto najwyzsze stanowiska w rzadach i Instytutach Badania Spraw
Pokoju. Podobnie jak i rodzice, zupelnie zapomnieli o swojej przeszlosci. Nin i
Lin? Krecili przeczaco glowami prosto od fryzjera. Cos obilo sie im o uszy, ale
nic pewnego nie moga sobie przypomniec, zreszta mamy dzisiaj zupelnie inna
sytuacje; let bygones be bygones, mowili mi w obcym jezyku.
Bylem wtedy dzieckiem i dlatego tak dokladnie wszystko pamietam. Czasami
zdarzalo mi sie spotkac jakiegos profesora zajmujacego sie regulacja zachodnich
granic mojej bylej ojczyzny i choc zupelnie nie pamietam bym go kiedykolwiek
przedtem spotkal, poznaje go po zapachu slodkawych perfum, ktorych uzywal juz
jako swiezo upieczony magister historii. Jakkolwiek nie moglem nigdy narzekac na
moja wzrokowa pamiec, moja pamiec zmyslowa jest na duzo wyzszym poziomie. Nie
chce porownywac moich wrazen z tymi, ktore w pewnym pisarzu wywolaly tak
nieprawdopodobna rzeke slow, ze umarl pochylony nad 28 tomem wspomnien, tym nie
mniej jednak chcialbym, zeby wszystko co panu tu opowiadam, przyjmowal pan jako
jedyna i absolutna prawde mojego, Duszana Kahana, zycia. Troche zaluje, ze
potrzebowalem smierci, zeby nareszcie moc opowiedziec o zyciu, ale jak mowi
nasze przyslowie: Nie ma tego zlego, co by na dobre nie wyszlo.
Prawde powiedziawszy nigdy nie zrozumialem tego porzekadla, szczegolnie kiedy
doglebnie badajac tony zla wyrzadzonego niewinnym zupelnie ludziom, nie
znalazlem ani jednego przypadku, ktory potwierdzilby mi te, zdaje sie, ludowa
prawde. Nic nie szkodzi. Moze zreszta jest to tylko jeszcze jedna wersja do
znudzenia powtarzanego porzekadla Nietzschego "Co mnie nie zabije, doda mi
sily." W mojej ostatniej przystani powtarzaly to nawet przedszkolaki plci
meskiej pakujac lyzeczki do waginek piecioletnich kolezanek. Okazuje sie, ze im
bardziej wzniosle, tym mniej przydatne, choc kiedy jedynym celem jest wladza,
wtedy, co do tego nie ma watpliwosci, mozna by strawestowac Nietzschego i
powiedziec: Co ich zabije, doda mi sily.
Zdaje sie, ze zaczynam pana nudzic. Nic dziwnego, bo i mnie, poza seksem,
nudzilo prawie wszystko. Za chwile wroce do "tych spraw", ale najpierw chcialbym
wyglosic mowe pt:"Pasja intelektualisty w swietle badan nad ulomnoscia zycia i
nieuniknionoscia smierci." Podoba sie panu ten tytul? Wymyslilem go na
poczekaniu, w ogole nie zastanawiajac sie nad trescia tych slow. Credo pewnej
religii (pan z tym nie ma nic wspolnego) stanowi, ze na poczatku bylo Slowo.
Tymczasem i dziecko wie, ze na poczatku byl Czyn, Akcja, czy jak to nazwac.
Slowo musialo przyjsc po czynnosci, tak jak pieczona kaczka przychodzi po
pieczeniu, to chyba jasne? Wielkie dzieki, ze pan nie protestuje, ale moze pan
jest psychoanalitykiem?
W pewnym okresie mojego zycia, kiedy Mireczka juz stanowczo odrzucila moje amory
i nie pozwalala mi dotknac sie nawet na ulicy, moj zupelnie juz wyzwolony, a
nawet troche zdziczaly siusiak, zaczal sie domagac pewnych czynnosci, nie
okreslonych zadnym ze znanych mi Slow. Onanizowalem sie zaciekle, szczegolnie
kiedy siostra w koszuli nocnej, ktora dostala w prezencie od Marka B., sasiada z
domu obok, kladla sie do lozka. Odrzucalem wtedy koldre i zaciskajac lewa dlon
na czlonku (jeszcze nie wiedzialem, ze niekoniecznie trzeba bylo byc czlonkiem
Partii, zeby miec czlonka) zacznalem, jeczac przy tym i charczac, ceremonial
konczacy sie zwykle, nie, co ja mowie, zawsze konczacym sie poteznym, jak na
moje mozliwosci, wytryskiem nasienia. Moze to i brzmi zbyt klinicznie, ale fakt
pozostaje faktem: moja nowa pasja dodawala mi sil, podniecala wyobraznie, jednym
slowem sprowadzala skutki odwrotne do zacieklej propagandy w pobliskich
kosciolach, ale i w troche bardziej od naszego uswiadomionych domach. Bo musze
powiedziec, ze nasi rodzice nigdy, ni slowem ni czynem, nie przyczynili sie do
odkrycia pewnych dosc zasadniczych tajemnic ludzkiego ciala, nie mowiac juz o
fizjologii. Kazali nam kochac odleglych o tysiace kilometrow murzynow, ale o
milosci nie wspomnieli ani razu.
Co czwartek zbierali sie w naszym mieszkaniu najprzedniejsi intelektualisci
stolicy. Bywal podobno, choc dowodow na to brak, Wielki Umysl Uakowski, zaciekle
broniacy wolnosci slowa w dalekiej Ameryce, na wlasnych smieciach jednak
przyzwalal jedynie na dyskusje w kregu podobnych jemu mlodych raksistow. Bywal
tez slynny potem Bus, ekonomista spoldzielczosci; wspomniany juz Piesek, krytyk
literacki, ktory zrobil w St
Praga jest ladniejsza w Orginale....jest ladniejsza ...abi....
choc Wroclaw zaimponowal mi :) klasa!
pzdr
drf
www.live365.com/play/52559
choc Wroclaw zaimponowal mi :) klasa!
pzdr
drf
www.live365.com/play/52559
abprall napisał:
> ech ta droga..nie mylić z wołokołamską szosą ...
> dawnom jej nie widział ...no przecie nie drogi ...mój drogi watsonie...
www.sherlock-holmes.co.uk/Ebay/images/ebay-collectibles-collectables.jpg
;)))
--
terra
toolbar
> ech ta droga..nie mylić z wołokołamską szosą ...
> dawnom jej nie widział ...no przecie nie drogi ...mój drogi watsonie...
www.sherlock-holmes.co.uk/Ebay/images/ebay-collectibles-collectables.jpg
;)))
--
terra
toolbar
patience napisała: jakieś tam bla , bla....
podbijam , proszę nie czynić dziękczynnych gestów ...
możecie na mnie liczyć , jak długo jestem nachlany , będę wam licznik
podbijał ...a jak ?!!
thread super ....bla,bla, bla ....da capo al Fine ...
qrwa, ja ja lubię świrów....
(nagrane z pewnego dyskus-seansu z prokuratorem , a właściwie prokuratorką)..
ech ta droga..nie mylić z wołokołamską szosą ...
dawnom jej nie widział ...no przecie nie drogi ...mój drogi watsonie...
podbijam , proszę nie czynić dziękczynnych gestów ...
możecie na mnie liczyć , jak długo jestem nachlany , będę wam licznik
podbijał ...a jak ?!!
thread super ....bla,bla, bla ....da capo al Fine ...
qrwa, ja ja lubię świrów....
(nagrane z pewnego dyskus-seansu z prokuratorem , a właściwie prokuratorką)..
ech ta droga..nie mylić z wołokołamską szosą ...
dawnom jej nie widział ...no przecie nie drogi ...mój drogi watsonie...
drf napisał:
> lej wode!
Widze,ze cienko przedziecie.Tylko ja zostalem?Biedacy!
> lej wode!
Widze,ze cienko przedziecie.Tylko ja zostalem?Biedacy!
lej wode!
I ten caly tekst z podpaskami na oczach?Far(z kolkiem nad a)jag gratulera.
puzon21 napisał:
> Cos slabe kolory i 1 zywego czlowieka nima.Czy autor cos chcial tymi obrazkami
> powiedziec?
Hawking, Stephen W.
(1942-) b. Oxford, England
Even if there is only one possible unified theory, it is just a set of rules and
equations. What is it that breathes fire into the equations and makes a universe
for them to describe? The usual approach of science of constructing a
mathematical model cannot answer the questions of why there should be a universe
for the model to describe. Why does the universe go to all the bother of existing?
www.physics.metu.edu.tr/~fizikt/html/hawking/A_Brief_History_in_Time.html
Cambridge physicist Stephen Hawking and his CERN colleague Thomas Hertog have
proposed a radical new approach to understanding the universe that studies it
from the "top down" rather than the "bottom up" as in traditional models. The
approach acknowledges that the universe did not have just one unique beginning
and history but a multitude of different beginnings and histories, and that it
has experienced them all. But because most of these other alternative histories
disappeared very early after the Big Bang to leave behind the universe we
observe today, the best way to understand the past, they say, is to trace our
knowledge back from the present (Phys. Rev. D 73 123527).
physicsweb.org/articles/news/10/6/16/1
--
terra
toolbar
> Cos slabe kolory i 1 zywego czlowieka nima.Czy autor cos chcial tymi obrazkami
> powiedziec?
Hawking, Stephen W.
(1942-) b. Oxford, England
Even if there is only one possible unified theory, it is just a set of rules and
equations. What is it that breathes fire into the equations and makes a universe
for them to describe? The usual approach of science of constructing a
mathematical model cannot answer the questions of why there should be a universe
for the model to describe. Why does the universe go to all the bother of existing?
www.physics.metu.edu.tr/~fizikt/html/hawking/A_Brief_History_in_Time.html
Cambridge physicist Stephen Hawking and his CERN colleague Thomas Hertog have
proposed a radical new approach to understanding the universe that studies it
from the "top down" rather than the "bottom up" as in traditional models. The
approach acknowledges that the universe did not have just one unique beginning
and history but a multitude of different beginnings and histories, and that it
has experienced them all. But because most of these other alternative histories
disappeared very early after the Big Bang to leave behind the universe we
observe today, the best way to understand the past, they say, is to trace our
knowledge back from the present (Phys. Rev. D 73 123527).
physicsweb.org/articles/news/10/6/16/1
--
terra
toolbar
en.wikipedia.org/wiki/Ball
n mathematics, a ball is the inside of a sphere; both concepts apply not only in
the three-dimensional space but also for lower and higher dimensions, and for
metric spaces in general.
en.wikipedia.org/wiki/Ball_%28mathematics%29
n mathematics, a ball is the inside of a sphere; both concepts apply not only in
the three-dimensional space but also for lower and higher dimensions, and for
metric spaces in general.
en.wikipedia.org/wiki/Ball_%28mathematics%29
SWIETO ZMARLYCH
...rozmowa z duchami osob zmarlych?
Dziady2©©6
...rozmowa z duchami osob zmarlych?
Dziady2©©6
www.holocaust-history.org/himmler-poznan/himmler-poznan-small.mov
Heinrich Himmler's Speech at Poznan (Posen)
"we're eliminating the Jews,
exterminating them,
ha!, a small matter."
On October 4, 1943, Reischsführer-SS Heinrich Himmler gave a speech to a secret
meeting of SS officers, in Poznan, Poland. In this speech, he spoke frankly
about the ongoing extermination of the Jewish people.
This is one of the most chilling documents of the Holocaust.
What you are hearing
To understand what Himmler is saying in this five and a half minutes, it may
help to read a quick outline of his meaning. This paraphrase may perhaps be too
colloquial, but the structure may aid understanding:
A. I will talk openly about difficult secrets
1. The "Night of the Long Knives" (June 30) was difficult too
2. But we naturally knew to keep it secret
3. Everyone knew his duty
B. The "Jewish evacuation" is the extermination of the Jews
C. Some take it too lightly
1. Some want to make exceptions for "good Jews"
2. They have not witnessed the killing and the corpses
3. We've seen it, we're strong, it is our secret glory
D. The Jews would cripple Germany, so this is important
1. The Jews betrayed us in the First World War
E. The Jewish riches are all for the State
1. We (individuals) do not take them
2. A few have, and they have been executed
3. Anyone who does, will be executed
4. We have a duty to kill, but no right to profit
5. Jewish riches would infect us
6. We do this for love of Germany, not for personal gain
7. So we remain strong and pure
;(
Heinrich Himmler's Speech at Poznan (Posen)
"we're eliminating the Jews,
exterminating them,
ha!, a small matter."
On October 4, 1943, Reischsführer-SS Heinrich Himmler gave a speech to a secret
meeting of SS officers, in Poznan, Poland. In this speech, he spoke frankly
about the ongoing extermination of the Jewish people.
This is one of the most chilling documents of the Holocaust.
What you are hearing
To understand what Himmler is saying in this five and a half minutes, it may
help to read a quick outline of his meaning. This paraphrase may perhaps be too
colloquial, but the structure may aid understanding:
A. I will talk openly about difficult secrets
1. The "Night of the Long Knives" (June 30) was difficult too
2. But we naturally knew to keep it secret
3. Everyone knew his duty
B. The "Jewish evacuation" is the extermination of the Jews
C. Some take it too lightly
1. Some want to make exceptions for "good Jews"
2. They have not witnessed the killing and the corpses
3. We've seen it, we're strong, it is our secret glory
D. The Jews would cripple Germany, so this is important
1. The Jews betrayed us in the First World War
E. The Jewish riches are all for the State
1. We (individuals) do not take them
2. A few have, and they have been executed
3. Anyone who does, will be executed
4. We have a duty to kill, but no right to profit
5. Jewish riches would infect us
6. We do this for love of Germany, not for personal gain
7. So we remain strong and pure
;(
Cos slabe kolory i 1 zywego czlowieka nima.Czy autor cos chcial tymi obrazkami
powiedziec?
powiedziec?
go od 70 roku,ale w ogole sie nie zmienil.Prawie.Byles na tym marcowym(?)
przedstawieniu?Malo luda.Lita rozpoznalem.Pewnie nuda.Cala reszta no comment.
przedstawieniu?Malo luda.Lita rozpoznalem.Pewnie nuda.Cala reszta no comment.
Przedz sie przedz wrzeciono.
1 komentarz:
Всем привет, бутар, сказка для дитей...........
Prześlij komentarz